7 grudnia, 2015
Itachi Uchiha z pewnością nie określiłby siebie mianem wrażliwego. Pracując w kryminalnym naoglądał się rzeczy, które u normalnych ludzi wywoływałyby koszmary przez wiele miesięcy, a u niego powodowały tylko niesmak. Nie bał się rozkładających, czy poćwiartowanych zwłok, towarzyszenie przy sekcji było dla niego lekkim spacerem. Nie bał się śmierci i jej brutalnego oblicza.
Itachi Uchiha z pewnością nie określiłby siebie mianem wrażliwego. Pracując w kryminalnym naoglądał się rzeczy, które u normalnych ludzi wywoływałyby koszmary przez wiele miesięcy, a u niego powodowały tylko niesmak. Nie bał się rozkładających, czy poćwiartowanych zwłok, towarzyszenie przy sekcji było dla niego lekkim spacerem. Nie bał się śmierci i jej brutalnego oblicza.
Dopijał drugą kawę, którą przegryzał kanapką z tuńczykiem i
spoglądał na zdjęcia zamordowanej kobiety, Marii Woronin. Jej córka, Aleksandra,
potwierdziła, że matka była z pochodzenia Rosjanką, mieszkającą od dwunastu lat
w Japonii.
Odsetek obcokrajowców w Japonii był bardzo niski, więc
Itachiego naszła myśl, że było to morderstwo na tle rasowym. Pomimo
dokładnego przeszukania domu i rozmowy z córką ofiary, nie dopatrzyli się
innych powodów, dla których ktoś miałby zabijać kobietę. Przynajmniej na razie.
Itachi odłożył zdjęcie ze zbliżeniem na oskórowaną twarz kobiety i znów spojrzał na fotografię prezentującą urodę Marii nim ktoś ją
zamordował. Patrzył na niebieskie oczy, jasne blond włosy i ładny uśmiech.
Widział zadbaną, atrakcyjną kobietę. Czy za tym przyjemnym obliczem mogło coś
się kryć?
Uchiha położył fotografię na stos pozostałych i zaczął
masować kark. Ścienny zegar wskazywał dziewiątą wieczorem, a za oknem nadal
gęsto sypał śnieg. Itachi czuł, że siedzenie w biurze nie miało już
najmniejszego sensu. Kakashi ulotnił się dobrą godzinę wcześniej, wspominając
coś spotkaniu w barze. Próbował go nawet namówić na wspólny wypad, ale Itachi
wykręcił się zmęczeniem.
Jak jednak o tym myślał, to stwierdził, że wypicie butelki
sake i zjedzenie dobrego sushi nie byłoby złym pomysłem. W domu lodówka raczej
świeciła pustką.
Itachi westchnął i podniósł się z fotela. Na własne życzenie
czekał go kolejny samotny wieczór. Sprzątnął fotografie i wraz z niedokończonym
raportem schował wszystko do teczki, którą umieścił w szufladzie zamykanej na
klucz.
Z okna pogoda wyglądała nieciekawie, ale i tak mróz, który
uderzył w Itachiego był prawie obezwładniający. Samochody były zasypane i
Uchiha na chwilę zwątpił, który może być jego. Tak skupił się na szukaniu
kluczyków po kieszeniach płaszcza, że kiedy ktoś niespodziewanie złapał go za
bark odwrócił się i chwycił napastnika za kurtkę. Napotkał zaskoczone
spojrzenie.
— Co ty tu robisz? — zapytał Itachi, puszczając kurtkę
brata.
— Czekam, nie widać?
Itachi odnalazł kluczyki. Po parkingu rozniósł się znajomy
sygnał otwieranych drzwi.
— Na mnie?
— Nie, na dziwkę — parsknął Sasuke. — Mamy do pogadania.
Itachi nie zdążył dobrze przyswoić myśli, że miał
nieproszone towarzystwo, a Sasuke już władował mu się do samochodu na przednie
siedzenie pasażera.
— Myślałem, że wyraziłem się jasno — stwierdził starszy
Uchiha, kiedy obaj siedzieli w samochodzie. Odpalił silnik i włączył
ogrzewanie. — Jak zwykle nie słuchasz.
— Uczę się od najlepszych.
Itachi włączył wycieraczki; poradziły sobie z zalegającym
śniegiem, ale szyba pozostała oszroniona.
— Jeżeli uważasz, że zmienię zdanie to możesz od razu iść
tam skąd przylazłeś.
Sasuke wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki złożoną na
cztery kartkę i podał bratu. Itachi wywrócił oczami, zabierając świstek. Nie
rozłożył go tylko rzucił na deskę rozdzielczą.
— Kolejny typ spod ciemnej gwiazdy? Za kogo ty mnie masz,
co?
— Przeczytaj.
— Nie! Nie będę pomagał ci w tym… czymś! — Starszy Uchiha
wykonał nieokreślony gest dłonią. — Chcesz zginąć? Świetnie, ale bez mojej
pomocy!
— Przeczytaj, do diaska!
Itachi wbił zaskoczone spojrzenie w brata. Dostrzegł
napięcie na jego twarzy i niespokojne wodzenie wzrokiem po wnętrzu auta. Wziął
kartkę w dłonie i ją rozwinął.
Nie zobaczył nazwiska, tylko drobny wydruk wypełniający
stronę.
— Co to jest? — zapytał.
— A jak myślisz?
Itachi ściągnął brwi i popatrzył na brata.
— Czyj to list?
— Megumi Takanashi. Jedna z ofiar tego świra, co ścigam.
Napastował ją, śledził każdy jej ruch. Doprowadził ją na skraj wariactwa. W
końcu nie wytrzymała i zabiła się. Tyle po niej zostało. Rodzice chcą
sprawiedliwości, ja mam ją wymierzyć.
Itachi znów spojrzał na list.
— A mnie potrzebujesz, bo?
— Nie mogę namierzyć skurwisyna.
Starszy Uchiha pokręcił głową.
— Skoro tak bardzo chcesz pomagać, czemu porzuciłeś
akademię?
— Dobrze wiesz, dlaczego.
Itachi złożył kartkę i zwrócił bratu.
— To nie jest żadne wyjście, Sasuke.
— Ty wierzysz w sprawiedliwy proces, ja nie. Tyle w temacie.
Chcę tylko byś go namierzył, dał mi jakąkolwiek wskazówkę! To tak wiele?
Itachi zacisnął dłonie na kierownicy. Szron zszedł z szyb i
Uchiha teraz miał dobry widok na parking tonący w pomarańczowym świetle
latarni.
— Ostatnim razem, jak ci pomogłem skończyłeś na OIOM-ie.
Sasuke westchnął zirytowany.
— To było w zeszłym roku!
— Nie wiedziałem, że twój limit szczęścia jest odnawialny z
nowym rokiem — warknął Itachi.
Sasuke wpatrywał się w brata, w końcu machnął ręką i
otworzył drzwi.
— Zapomnij — usłyszał Itachi nim drzwi się zatrzasnęły.
Wpatrywał się w zgarbioną sylwetkę, otuloną wirującym śniegiem i rozproszonym
światłem latarni. Wkrótce Sasuke zniknął w uliczce.
Itachi puścił kierownicę i rozparł się na fotelu. Przymknął
oczy i odetchnął głęboko.
Czy na pewno dobrze zrobił? Znał Sasuke. Jeśli nie był w
stanie uzyskać pomocy u niego, to z pewnością znajdzie ją gdzieś indziej.
Itachiemu się to nie podobało — Sasuke zawsze parł do przodu, nie licząc się z
konsekwencjami, nie bacząc na to, że śmierć tylko czekała, aż podwinie mu się
noga.
Raz prawie go stracił. Tylko, czy był sposób, żeby zatrzymać
Sasuke?
Uchiha otworzył oczy, słysząc nieoczekiwane pukanie w szybę.
W pierwszej chwili pomyślał, że to jego brat, ale niebieskie włosy nie
pasowały. Skinął głową na miejsce pasażera.
Samochód wypełnił chłód, a kiedy drzwi się zamknęły poczuł
przyjemny kwiatowy zapach. Spojrzał na bladą twarz Konan Tanaki.
— Cześć.
— Ty też na mnie czekałaś?
Popatrzyła na niego z niezrozumieniem i Itachi mimowolnie
się uśmiechnął. Odwzajemniła gest.
— Ginza? — zapytała.
— Ale tym razem biorę tylko piwo.
Samochód wypełnił jej krótki śmiech.
— Zawsze tak gadasz.
Itachi ruszył powoli w kierunku ulicy. Wieczór nie
zapowiadał się tak źle.
***
Pomimo zmęczenia i tępo pulsującego bólu głowy, Sakura ani
myślała kłaść się spać.
Ślęczała nad podręcznikiem z mikrobiologii, próbując
przyswoić materiał na jutrzejszy egzamin, ale nie potrafiła zapamiętać nawet
dwóch głupich zdań. Rozpraszało ją wszystko — wiatr hulający za oknem, odgłosy
kroków po mieszkaniu, czy grająca muzyka z pokoju Ino. Sakura osiągnęła limit w
chwili, kiedy Yamanaka bez pukania wlazła jej do pokoju.
— Skończył się sok i ryż. Skoczę do sklepu — powiedziała.
Haruno poderwała się z krzesła.
— Ja pójdę. Muszę się przewietrzyć.
Ino wyglądała na zaskoczoną, ale nie zaoponowała. Kiedy
Sakura się ubierała, drzwi od jednego z pokoi otworzyły się i w progu pojawiła
się drobna sylwetka zaspanego chłopca.
— Gdzie idziesz, mamo? — zapytał, przecierając oczy.
Sakura podeszła i ukucnęła. Potarmosiła syna po czarnych
włosach.
— Tylko do sklepu. Chcesz coś, kochanie?
Ciemne oczy Keijiego zaświeciły się radośnie.
— A kupisz mi dango? Proszę!
— Oczywiście. Ale zjesz dopiero jutro, jasne?
Keiji pokiwał głową energicznie, dał Sakurze całusa w
policzek i zniknął w swoim pokoju.
— Nie rozpieszczasz
go za bardzo? — zapytała Ino, przyglądając się Sakurze.
— Zapewne. Ale i tak nie bardziej niż ty. Myślisz, że nie
wiem o tych wszystkich słodyczach?
— Masz mnie — powiedziała ze śmiechem Yamanaka.
Sakura w duchu dziękowała, że do przejścia miła zaledwie
jedną przecznicę. Śnieg sypał tak gęsto, że ledwo widziała cokolwiek wokół. Był
wieczór, a ulice zdawały się opustoszałe, Sakurę więc szybko ogarnęło znajome
uczucie niepokoju. Szła tak szybko, jak pozwalała jej na to pogoda, nie patrząc
na boki. Parła przed siebie, a kiedy dostrzegła żółte światła wylewające się ze
sklepowych witryn przyspieszyła jeszcze bardziej.
W sklepie nie było praktycznie ludzi. Pracownica sklepu
powitała ją zza lady, Sakura nie odpowiedziała, tylko poszła do interesującej
ją alejki. Zabrała ryż i ruszyła dalej, kiedy do alejki z naprzeciwka wszedł
wysoki mężczyzna.
Sakura stanęła jak wryta, od razu rozpoznając pociągłe rysy
twarzy i ciemne włosy.
Litości, pomyślała. Co on tu robi, do cholery?!
Mężczyzna skupił się na oglądaniu towaru, więc Sakura myśląc,
że ma szansę chciała się odwrócić i odejść, ale wtedy dobiegł ją ten
przenikliwy głos:
— Nie przywitasz się?
Sakura zacisnęła dłoń
na opakowaniu ryżu, szybko myśląc, jak może z tego wybrnąć.
— Naruto wspominał, że cię spotkał.
Haruno odwróciła się do mężczyzny przodem. Tak jak w
przypadku Naruto, Sasuke Uchiha zdecydowanie zmężniał, ale już teraz czuła, że
niewiele się zmieniło w jego sposobie bycia.
— Nie wspominał za to nic o tobie — mruknęła.
Sasuke skrócił dzielącą ich odległość do niepełnego metra.
Dostrzegła w ciemnych oczach znajomy chłód, który tym razem nie zrobił na niej
wrażenia.
— Co tutaj robisz? — zapytała.
— Interesy.
Skinęła głową.
— Muszę iść. — Sakura chciała go wyminąć, ale chwycił ją za
ramię. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. Spojrzała na
beznamiętny wyraz twarzy Uchihy i poczuła jak coś ciężkiego osiada jej na
żołądku.
— Gdzie byłaś?
Nogi jej zmiękły. Spróbowała się wyswobodzić, ale palce
Sasuke tylko się mocniej zacisnęły. Oczy pociemniały mu jeszcze bardziej.
— Puść mnie — poprosiła słabym głosem. — Nie chcę z tobą
r-rozmawiać.
Szarpnął ją, a opakowanie ryżu opadło na płytki. Pisnęła.
Złapała go za dłoń zaciśniętą na ramieniu, chcąc rozluźnić palce.
— Szukaliśmy cię, kretynko. Nie mogłaś dać znać?
— P-puść mnie, proszę…
Pochylił się, odległość między ich twarzami była zbyt mała, Sakura
odniosła wrażenie, że jej serce zaraz stanie ze strachu.
— Gdzie byłaś, Sakura? — syknął. Jego oddech był przesycony
alkoholem.
Haruno była bliska histerii. Znów się szarpnęła, Sasuke
jednak nadal ją trzymał, jakby dopadł swoją ofiarę, którą za chwilę zamierzał
zabić.
— Puść mnie! — krzyknęła i zamachnęła się otwartą dłonią.
Uderzyła go prosto w twarz, co w końcu dało oczekiwany skutek. Kiedy tylko Sasuke
rozluźnił uścisk, odepchnęła go i popędziła do wyjścia.
Nie oglądała się za siebie. Brnęła do przodu, byle jak
najdalej od człowieka, którego widok zburzył kruchą fasadę pewności, że raz na
zawsze uwolniła się od swoich koszmarów.
***
Itachi nie bardzo pamiętał jak dotarli do jego mieszkania.
Nie bardzo też wiedział, kiedy Konan udało się ściągnąć z niego bluzę i
t-shirt. Pamiętał za to jej roziskrzone oczy, łobuzerski uśmiech i ciepłe usta.
Konan smakowała piwem i krewetkami.
Leżała pod nim, pozwalając na każdą drobną pieszczotę.
Słuchał jej westchnięć, kiedy językiem wodził po obojczyku, czuł jak spina
mięśnie za każdym razem, gdy dłonią zahaczał o koronkowe majtki.
Drażnił ją i podobało mu się, że jest taka uległa. Pozbawił
ją dolnej części bielizny i na chwilę powrócił ustami do jej ust. Poczuł jak
oplata się nogami wokół jego bioder, dając mu jasny sygnał, na co czeka.
Nie pamiętał, kiedy seks był dla niego czymś więcej niż
zwykłym zaspokojeniem potrzeb. Chociaż Konan była dobrą i czułą kochanką,
Itachi nie potrafił dać jej wiele więcej niż chwilę uniesienia. Angażował swoje
ciało, ale emocje nadal trzymał za murem.
Kiedy leżała obok niego i patrzyła się mu w oczy widział
niewypowiedzianą nadzieję. Jednak ta noc dla niego nie różniła się niczym od
kilkunastu poprzednich i wiedział, że nie będzie się różnić od następnych.
Poczucie winy podrapało go w serce.
— Masz minę, jakby seks ze mną to była jakaś kara —
skwitowała niespodziewanie Konan. Podniosła się na łokciu i zawisła mu nad
głową. — Taka nędzna ze mnie kochanka?
Uśmiechnął się mimowolnie i zgarnął niebieskie kosmyki
przesłaniające jej oczy.
— Nie jestem masochistą.
Twarz Konan rozświetlił uśmiech. Ułożyła się mu na klatce
piersiowej, a Itachi zaczął palcami przeczesywać jej włosy.
— Co się dzieje? Widzę, że coś cię martwi.
— Wydaje ci się — mruknął, wlepiając wzrok w sufit. — Dużo
roboty.
Konan obróciła głowę, znów skupiając na nim wzrok.
— Jesteś dobry w seksie, ale beznadziejny z ciebie kłamca,
wiesz?
Itachi parsknął i zrzucił z siebie Konan. Ponownie znalazła
się pod nim i znów zobaczył roziskrzone złote oczy i piękny uśmiech.
Nie mógł dać jej więcej niż bezuczuciowe pocałunki i
bliskość pozbawioną ciepła. Ale póki Konan się nie sprzeciwiała nie zamierzał
przerywać tej relacji.
Zaczął muskać jej usta, powoli układając się między jej udami,
kiedy upojną ciszę przerwał dźwięk telefonu.
Uchiha spojrzał na komórkę na stoliku, a potem na Konan.
Uśmiechał się przekornie.
— Mówiłem, że mam dużo roboty.
Obrócił się na plecy i sięgnął po telefon. Kiedy zobaczył,
kto dzwonił przeklął w myślach.
— Wiesz, że ludzie potrzebują snu? — powiedział na dzień
dobry.
— Wybacz, następnemu trupowi powiem, że musi zaczekać —
sapnął Kakashi.
Itachi poderwał się do pozycji siedzącej.
— Kolejny?
— Niestety. To jak, wpadniesz?
Od autorki: No, ten tego. Jak wrażenia? :)
Długo nie miałam weny na ten rozdział, ale jak już ruszyłam
z pierwszą sceną, to potem poszło gładko. :D Mam nadzieję, że taka ilość
Itachiego w rozdziale was zadowala. ;)
Rozdział sprawdzałam, ale jestem pewna, że jakieś byki tam
pozostały. Dawajcie znać jak coś!