01 lipca 2019

Rozdział 4

 8 grudnia, 2015

Pierwszą kawę tego dnia wypił o trzeciej w nocy, siedząc w samochodzie nieopodal wysypiska śmieci, gdzie znaleziono denata. Chwilę później żałował, że to zrobił — widok zwłok prawie wykręcił mu żołądek. Na drugą kawę połasił się o piątej rano na komendzie. Też nie był to najlepszy pomysł, bo lura z automatu nigdy nie mogłaby dorównać parzonej prosto z ekspresu. Ale wypił, bo coś go na nogach musiało trzymać.
Teraz zbliżała się dziewiąta rano, Itachi był już po trzeciej kawie, bagietce z pasztetem z makreli i nieprzespanej nocy. Pod powiekami czuł uciążliwy piasek a głowa sama mu opadała. Mimo to siedział w biurze, wpatrywał się tępo w zdjęcia z drugiego miejsca zbrodni i wraz z Kakashim, drzemiącym przy swoim biurku, czekali na przyjście szefa wydziału kryminalnego. Itachi obiecał sobie, że chociażby ziemia miała się pod nim rozstąpić to po zebraniu jedzie prosto do domu i do ciepłego łóżka. Trupy mogły kilka godzin zaczekać.
Po korytarzu rozniosły się ciężkie kroki. Uchiha mimowolnie się wyprostował, chociaż w żaden sposób nie mógł zamaskować zmęczenia na twarzy. Szybko zebrał porozrzucane papiery w zgrabną kupkę, a jak spojrzał w stronę Kakashiego zobaczył, że ten już nie śpi. Podnieśli się ociężale z foteli i stanęli na baczność. 
Wraz z wejściem Ibikiego Morino wtargnęła do gabinetu woń wody kolońskiej i uczucie ciężkiej atmosfery. Mężczyzna wysoki na metr dziewięćdziesiąt o zwalistej sylwetce zabierał tyle przestrzeni, że gabinet zrobił się ciasny i duszny w ułamku sekundy.
Ibiki omiótł ich krótkim, ponurym spojrzeniem i stanął w lekkim rozkroku pomiędzy biurkami, podpierając ręce na biodrach. Machnął ręką, dając zezwolenie a spoczynek. Itachi chętnie z powrotem opadł na fotel. Kakashi pozostał w pozycji stojącej.
— Dawajcie — rzucił Morino.
Itachi wziął w rękę kartkę, na której zdążył zanotować najważniejsze spostrzeżenia, zerknął na tablicę za plecami Morino z przypiętymi do niej fotografiami ofiar, odchrząknął i zaczął wyłuszczać sprawę.
— Dwa morderstwa. Pierwsze: kobieta, Rosjanka, zabita we własnym domu, oprawca pozbawił ją skóry twarzy oraz oczu. Zginęła przez podcięcie tętnicy szyjnej. Druga ofiara to również kobieta, nieznana tożsamość, lekarz sądowy jednak potwierdził, że ofiara także była rasy kaukaskiej. To samo modus operandi — zabicie przez podcięcie tętnicy szyjnej, pozbawienie skóry twarzy, ale tym razem morderca nie zabrał oczu, tylko język. Łatwo wywnioskować, że mamy do czynienia z tym samym sprawcą.
— Obie ofiary zginęły w podobnym czasie? — dopytał Ibiki.
— Nie. Ta z wysypiska była pierwsza — powiedział Kakashi. — Jej ciało miało już pierwsze oznaki rozkładu, w dodatku dopadły do niego szczury i ptaszyska. Tsunade dokładniej określi czas po sekcji, ale jeśli mamy mówić o widełkach to śmierć nastąpiła około trzech, czterech dni temu.
— Czy wysypisko było miejscem zbrodni?
— No właśnie nie. Ciało ofiary zostało tam porzucone.
Ibiki obejrzał się za siebie i utkwił wzrok w makabrycznych zdjęciach ofiar. Na jego twarzy nie było cienia zniesmaczenia.
— Podsumowując, mamy dwie martwe gaijin.* To jest już jakiś punkt zaczepienia. Ile obcokrajowców mieszka w Osace?
— Niewiele. Statystyki mówią o dwóch procentach — westchnął Itachi. — Jeżeli morderstwa mają związek z pochodzeniem ofiar, to nie sądzę, by miało się skończyć na tych dwóch kobietach.
— Misjonarz? — Ibiki popatrzył uważnie na Uchihę. — Myślisz, że chce wyplewić tę hołotę?
Itachi uniósł brew, ale nie skomentował tego. Rzucił tylko ukradkowe spojrzenie na Kakashiego, który patrzył teraz na zdjęcia ofiar.
— Jeżeli tak — podjął Itachi — to musimy się sprężać, inaczej nasza prefektura niedługo może stać się mięsem dla telewizji.
Morino złapał się za grzbiet nosa i westchnął ciężko.
— Dowiedźcie się, kim była pierwsza ofiara, znajdźcie miejsce zbrodni i sprawdźcie, czy w przeszłości nie było już podobnych incydentów. Raportujcie mi wszystko. A dziś wieczorem zorganizujemy konferencję z resztą waszej jednostki. Będzie trzeba ustalić dalsze działania. Wszystko jasne?
— Tak jest — powiedzieli jednocześnie.
Morino skierował się do wyjścia. Itachi podniósł się z siedzenia, kiedy szef się odezwał:
— Za piętnaście minut widzę cię w moim gabinecie, Uchiha.
Spotkanie zostało zakończone trzaśnięciem drzwiami.

***

Dziś była wyjątkowo wcześniej w cukierni. Pracę miała rozpocząć dopiero o dziesiątej, ale nie potrafiła usiedzieć w domu. Nieoczekiwane spotkanie Sasuke tak wytrąciło ją z równowagi, że prawie nie spała. Po domu krążyła jak duch, nie wiedząc, za co się zabrać. Była tak rozkojarzona, że zapomniała nawet, że syn miał na ósmą do szkoły. Ledwo zdążył na czas.
— Sakura? — usłyszała zmartwiony głos Hotaru. Poczuła jej dłoń na swoim przedramieniu. — Odłóż ten nóż.
Sakura zamrugała, mając wrażenie, jakby dopiero odzyskała świadomość. Popatrzyła na blat, przy którym stała. W prawej dłoni trzymała nóż do krojenia ciasta, ale zamiast wypieku pod ostrzem noża leżała pusta deska. 
Rozejrzała się po kuchni. Kiedy ona tu w ogóle weszła?
— Sakura, napij się kawy. Marnie dziś wyglądasz.
Haruno odłożyła nóż, skinęła tylko głową i podeszła do ekspresu. Ruchy miała machinalne, czuła się, jakby ledwo dziś panowała nad swoim ciałem. Nawet oddychanie wydawało się trudne.
— Wyjdę na chwilę na zewnątrz, muszę się przewietrzyć — mruknęła, nie przejmując się przygotowaną kawą. Zostawiła fartuch na krześle i opuściła kuchnię.
Dziś było nieco cieplej, ale zimno i tak ukłuło Sakurę w policzki. Skrzyżowała ręce pod biustem i oparła się plecami o ścianę budynku. Odetchnęła mroźnym powietrzem.
Trzeba było się jakoś pozbierać. To, że Sasuke nagle pojawił się kolejny raz w jej życiu nie musiało przecież oznaczać zbliżającej się katastrofy. Ale z pewnością oznaczało zmiany. Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby to wiedzieć.
Szukaliśmy cię.
I znaleźli. Czy to oznaczało, że musiała uciekać? Bo skoro Sasuke ją odnalazł, to istniała spora szansa, że on też ją znajdzie…
A może to był znak? Może los próbował jej powiedzieć, że już wystarczy ukrywania się?
Spędziła tutaj siedem lat. Znalazła przyjaciółkę, która była jedną z czterech osób znającą prawdę. Zaczęła studia i rozpoczęła nowe życie. Zdążyła przywyknąć i uczucie strachu przed przeszłością zostało uśpione. Ale pojawili się Naruto i Sasuke. I strach się obudził. Drapał jej jaźń, rozdzierał na nowo duszę. Znów stała się jego więźniem.
Czy ucieczka była rozwiązaniem?
Pomyślała o Keijim. Jej syn żył w nieświadomości, Osakę traktował, jako swoje miejsce na Ziemi. Tu miał przyjaciół, z tym miastem wiązało się całe jego dotychczasowe życie. Nie mogła mu tego odebrać! Ale czy był inny sposób na uchronienie go? Co miała robić?!
Hotaru Murase wyszła do niej z kubkiem kawy i wcisnęła jej go w dłonie.
— Wracaj dziecko do środka, jeszcze mi się przeziębisz — powiedziała, gładząc ją po plecach. Sakura spoglądała na jej pomarszczoną twarz, myśląc czy może prosić boga o jeszcze trochę szczęścia w swoim życiu. Nie chciała rozstawać się z ludźmi, którzy nadali mu jakiś kształt. A tym bardziej bez słowa wyjaśnienia.
— Hotaru-san…
— Hm?
— Potrzebuję się z czegoś zwierzyć. Wysłuchasz mnie?
Twarz Murase rozświetlił ciepły uśmiech.
— Oczywiście. Ale chodź już, bo naprawdę mi się przeziębisz!

***

Gabinet Ibikiego mieścił się piętro wyżej i był jednym z obszerniejszych pokoi na ich komendzie, a mimo to, za każdym razem miało się wrażenie, że brakuje w nim przestrzeni.
Jedne regały zapełnione książkami o historii ich kraju, psychoanalizie, czy tajskim boksie. Inne półki uginały się pod ciężarem czarnych, opasłych segregatorów. Biurko Morino zajmowało centralną część pokoju i tonęło w papierach. Gdzieś w rogu pokoju chował się wielki figowiec benjamiński, którego liście przesłaniały już część okna. Na prostokątnym stoliku pod ścianą stał zaś elektryczny czajnik, który właśnie podgrzewał wodę, a Ibiki stał nad nim i patrzył się uparcie, jakby samym wzrokiem chciał przyspieszyć proces gotowania. Itachi nie miał śmiałości, żeby odezwać się pierwszym. Stał naprzeciw biurka, z rękoma założonymi za plecy, czekając. I walcząc ze snem. Zamrugał oczami, bo piekły coraz bardziej, do tego doszedł ból głowy.
Woda się zagotowała, Ibiki zalał nią liście zielonej herbaty i zostawił do zaparzenia. Jego wzrok spoczął na Itachim.
— Powiedz mi, co ci mówiłem?
Uchiha przełknął ślinę.
— Nie rozumiem. Zrobiłem coś nie tak?
— Nie udawaj głupca! — huknął Morino, podchodząc bliżej. Itachi ani drgnął. — Myślisz, że nie wiem, co się kręci za moimi plecami?! Powiedziałem ci, że ten temat to zamknięty rozdział, do cholery! ZAMKNIĘTY! Nie rozumiesz znaczenia tego słowa?!
Itachi skupił wzrok na figowcu. Wziął głęboki wdech.
— Nie mogę odpuścić — powiedział.
— Słucham?
— Nie odpuszczę.
Morino otworzył usta, ale zaraz je zamknął. Palcem wskazującym dźgnął Itachiego w klatkę piersiową, zaciskając nerwowo szczękę.
— Dlaczego musisz być tak uparty, co? — wysyczał. — Nic dobrego z tego nie wyniknie.
— Myli się pan.
Itachi po raz pierwszy spojrzał szefowi w oczy. Atmosfera zgęstniała i miało się wrażenie, że cały tlen uleciał z pokoju.
— Dopadnę tego skurwiela, co zabił moją żonę. Czy to się panu podoba, czy nie — warknął Uchiha.
Morino westchnął, a napięcie zeszło z jego ramion. Pokręcił głową.
— Ale pamiętaj, ostrzegałem cię. Czasem lepiej nie ruszać przeszłości, Itachi. Niech jej duchy pozostaną uśpione.
— Dla mnie to wciąż jest teraźniejszość. Przeszłością stanie się, kiedy śmierć mojej żony doczeka się sprawiedliwości.
Itachi miał świadomość, że balansuje na cienkiej linie. Jego szef mógł go zawiesić w służbie — zabrać mu legitymację i odsunąć od pracy. Wystarczyło pójść do odpowiedniej osoby i powiedzieć kilka słów. Nikt by nawet tego nie zweryfikował. Mógł w łatwy sposób przerwać jego próby walki, ale zamiast tego stali w gabinecie i kłócili się. Itachi wolał nie zastanawiać się, z czego to wynikało.
— Wynocha — warknął Ibiki.
Itachi rozluźnił się dopiero, kiedy opuścił gabinet i zamknął za sobą drzwi. Oparł się o ścianę i rozmasował kark.
— W porządku?
Kakashi stał w korytarzu, podrzucając w prawej dłoni kluczyki od samochodu. Przez lewą miał przewieszoną kurtkę Uchihy. 
— Dowiedział się, że ciągle grzebię w tamtej sprawie.
— To raczej było do przewidzenia. Jakoś bardzo się z tym nie kryłeś.
Itachi machnął tylko ręką. Miał dosyć dyskusji, z których nic nie wynikało. Jego mózg ledwo już cokolwiek rejestrował, nawet mróz panujący na dworze nie wydał się Itachiemu tak straszny, mimo że nie ubrał kurtki.
Wsiedli do białej toyoty Kakashiego. Droga powrotna minęła im w ciszy. Kiedy Hatake zaparkował pod blokiem, Itachi czuł się tak ociężały, jakby ktoś zawiesił mu na ramionach gruby łańcuch.
Uchiha spojrzał na elektroniczny zegar w samochodzie. Kilka minut po dziesiątej.
— Daj mi czas do trzynastej, dobra?
— Dla mnie możesz i do siedemnastej mieć wolne. Jakby Morino się czepiał zawsze mogę powiedzieć, że jesteś w terenie.
W takich chwilach Itachi nie mógł być bardziej wdzięczny losowi za to, że miał Kakashiego.
— Niedługo się odezwę.
Kakashi odjechał, a Itachi pozostał na zaśnieżonym chodniku, spoglądając na tył samochodu. Kiedy toyota zniknęła za zakrętem, sięgnął po klucze od mieszkania. Kierując się do klatki schodowej dostrzegł kątem oka ruch po prawej stronie. Spojrzał w tamtym kierunku, ale chodnik był pusty. Tylko śnieg tańczył na wietrze.
Uchiha rozejrzał się. Nikogo.
Pokręcił głową, mając ochotę palnąć się w łeb. Zmęczenie robiło swoje. Na szczęście sen był już na wyciągnięcie ręki. 
Może znów spotka się z Izumi?


 Od autorki: Po ponad dwóch miesiącach jest nowy rozdział. Bardzo przepraszam was za tę zwłokę. Instynkt mi ciążył i póki go nie zakończyłam, to nie potrafiłam ruszyć z niczym innym. :x Chciałabym jeszcze w lipcu opublikować piąty rozdział, mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje moich planów.
Jak wrażenia po rozdziale? :)

4 komentarze:

  1. Ohohoho faktycznie dawno nic tutaj nie opublikowałaś. Musiałam aż sobie troszeczkę odświeżyć wcześniejsze rozdziały. Czyżby kolejne morderstwa były związane z tym, jakie pojawiło się w prologu? Ibiki się nie pitoli w tańcu. Nie dla niego zabawa w kotka i myszkę! Szkoda mi tylko Itachiego, który musi go tolerować XD Mnie by normalnie szlag trafił. Nawet nie wiedziałam, że ten sposób morderstwa ma swoją nazwę, mam na myśli "modus operandi". Czego się można nowego nauczyć poprzez czytanie blogów :D

    Przez jedną chwilę myślałam, że Haruno będzie chciała popełnić samobójstwo. W sensie z tym nożem, dlatego odetchnęłam z ulgą, kiedy doczytałam dalej, że po prostu kroiła pustą deskę xd. Miała farta, że nawet palca nie drasnęła! Sasuke musiał nieźle namieszać w jej życiu, skoro nie potrafi się przez niego na niczym skupić. Co do motywu ucieczki, niestety nie zawsze jest ona dobry rozwiązaniem. Czasem nie da się skryć przed problemami. Czyżby jej syn w jakimś stopniu mógł przez to ucierpieć?

    WAIT! Żona Itachiego została zamordowana?! A to ci niespodzianka! Myślałam, że jak uprawiał seks z Konan to, że był po prostu kawalerem, ale tak od zawsze. Nic wcześniej nie wspominałaś o jego żonie, dlatego tak bardzo mnie to teraz intryguje! Czy jej śmierć ma coś wspólnego z innymi morderstwami?

    Mam nadzieje, że w następnej notce coś powoli się wyjaśni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety, komentarz! xD
      Zacznę od końca -o Ixumi już wspominałam w pierwszym rozdziale, tylko wtedy nie określiłam kim była dla Itachiego. ;D
      Modus operandi to sposób działania jakiegoś mordercy - każdy ma jakiś swój uniklany sposób "pracy".
      Owszem - ucieczka nie zawsze jest rozwiązaniem i z tym dylematem teraz walczy nasza Haruno. ;)
      Następny rozdział chyba dużo nie wyjaśni. xD

      Usuń
  2. Pierwsze pytanie: czemu te rozdziały są takie krótkie?
    Drugie pytanie: ...a nie, nie mam na razie drugiego pytania.
    Wyjaśniło się, skąd taka znieczulica naszego Itasia. Itachi to Itachi, wiadomo, a jednak nawet jak na Itachiego, wydał mi się w tym opowiadaniu trochę zbyt zimny i nieczuły. No ale już wszystko wiem. Sasuke próbuje odciągnąć od szemranych ludzi, bojąc się, że go straci, ale sam też grzebie i szuka. Obu coś napędza do działania, o Itachim już wiemy, a co kieruje Sasuke?
    Pisz szybciutko, bo ja nie lubię czekać :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. O jeju, jeju dużo mam do nadrobienia. Ale na szczęście saisho czyta się tak przyjemnie, że raz dwa i będzie za mną. Ach, teraz wszystko nabiera sensu. Ten Itachi, taki... odległy, nieprzystępny? Stracił żonę, to musiał być ogromny cios. Coś czuję, ze niedługo dowiem się więcej o przeszłości Sakury.

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń