15 sierpnia 2019

Rozdział 7


8 grudnia, 2015

Słońce schowało się za linię horyzontu, a niska temperatura, która i tak była wystarczająco dotkliwa, spadła o kilka kolejnych kresek. Osakę otulił zimny mrok rozpraszany przez uliczne lampy i światła wylewające się z witryn sklepowych.
Śnieg trzeszczał pod butami, kiedy Itachi wraz z Kakashim szli chodnikiem w stronę wejścia do knajpy mieszczącej się nieopodal mieszkania Uchihy. Było kilkanaście minut po szesnastej, a Kakashi zadzwonił pół godziny wcześniej, bo udało mu się dowiedzieć kilku rzeczy dotyczących dwóch trupów. Chciał to obgadać przy pierożkach gyoza.
W knajpie pachniało imbirem i smażonym mięsem. Zasiedli przy kwadratowym stoliku z ciemnego drewna, a Itachi zerknął na widok za oszronionym oknem, ale zobaczył tylko swoje krzywe odbicie w szybie.
Obsłużyła ich sympatyczna, młoda kelnerka, z włosami pofarbowanymi na różne kolory tęczy. Hatake zamówił na przystawkę pierożki, a na danie główne zupę Ramen. Itachi wziął Yakisobę.
Kiedy kelnerka ich zostawiła, Kakashi rozejrzał się konspiracyjnie po lokalu, a potem wyciągnął z kieszeni płaszcza, przewieszonego przez krzesło, mały notes w skórzanej oprawie.
— Udało mi się ustalić nazwisko drugiej ofiary.
Uchiha uniósł brwi.
— Tak szybko? Jakim cudem?
— Tsunade do mnie zadzwoniła zaraz po jedenastej. Okazało się, że druga denatka miała wytatuowany cytat na ramieniu. Wrzuciłem go w translator. Wyszło, że był w języku polskim. Przeszukałem bazę osób zarejestrowanych w Osace z polskim pochodzeniem. Były dwa trafienia. Ale jedno odpadło na starcie, bo jest to jeszcze dziecko.
— A drugie? — ponaglił Uchiha. Nawet nie spostrzegł, jak zaciska dłoń w pięść.
— Mm… — Kakashi zajrzał do notatek. Zmrużył oczy. — Jakaś Kata… Katazina Was?
Uchiha aż parsknął słysząc, z jakim trudem Hatake wymawia nazwisko denatki. Wziął od niego notes. Spojrzał na literę A z ogonkiem przy nazwisku.
— Co to za alfabet? — mruknął skonsternowany.
— Nie wiem, ale nazwijmy ją Kate, co? Nie bawię się w łamańce językowe.
Itachi przytaknął.
— Masz pewność, że to ona?
— Cóż, nasza denatka nie ma twarzy, ale mąż Kate potwierdził, że jego żona zaginęła sześć dni temu. I miała tatuaż na ramieniu. Dzwoniłem już na komisariat, na którym zgłosił jej zagniecie, poprosiłem o przefaksowanie mi wszystkiego.
— Jej mąż też jest Polakiem?
— Owszem, ale płynnie gadał po japońsku. Gadałem z nim tylko przez telefon. Nie powiedziałem mu jednak o śmierci żony. Na razie skłamałem, że szukamy i chciałem tylko potwierdzić kilka kwestii.
Itachi skrzywił się.
— Czyli czeka nas mało przyjemne spotkanie.
— No.
Zamilkli wsłuchani w gwarne rozmowy innych klientów. Itachi, siedząc przodem do drzwi wejściowych, zobaczył, jak do lokalu wchodzi kobieta. Stanęła przy wejściu i rozpięła puchową, fioletową kurtkę. Złapała za blond włosy, schowane pod nakryciem i wyciągnęła je. Długa kaskada pasm opadła na plecy i Itachi aż się zdziwił, widząc, że sięgają dobrze za pupę.
Kobieta rozejrzała się po lokalu, a kiedy wzrokiem namierzyła cel minęła stoliki i podeszła do mężczyzny, który siedział w centralnej części knajpy. Na twarzy miał jakieś dziwne czerwone tatuaże. Wstał i powitał kobietę całusem w usta. 
Od patrzenia się na dwójkę nieznajomych Itachiego odwiódł Kakashi, który pomachał mu dłonią przed twarzą.
— Mówiłeś coś? — palnął Itachi.
Kakashi przyglądał mu się dłuższą chwilę, a potem powędrował wzrokiem w kierunku blondyny, siedzącej teraz do nich tyłem.
— Wpadła ci w oko?
Uchiha prychnął.
— Nie mój typ.
Kakashi uśmiechnął się kącikiem ust i w tym momencie pojawiła się kelnerka, która przyjmowała ich zamówienie.
Większą część posiłku zjedli w milczeniu. Kakashi wydawał się pochłonięty własnymi myślami, a Itachi nie potrafił z jakiegoś powodu przestać zerkać w kierunku dwójki nieznajomych. Widział, że towarzyszyło im jakieś napięcie.
 Kiedy powoli kończył swoje danie, kobieta wstała tak gwałtownie, że krzesło poleciało do tyłu. Towarzyszący mężczyzna wydawał się niezrażony jej zachowaniem.
— Jesteś zwykłym bydlakiem! — usłyszał. Kilka głów zwróciło się w ich stronę. Kobieta zabrała kurtkę i nie mówiąc nic więcej skierowała się do wyjścia. Itachi miał kilka sekund, żeby przyjrzeć się jej twarzy. Grzywka ją częściowo przesłaniała, ale dostrzegł niezwykle niebieskie oczy. A potem było tylko trzaśnięcie drzwiami.
— Napatrzyłeś się? — zapytał Kakashi, wycierając usta w serwetkę.
Itachi popatrzył na swoją niedojedzoną Yakisobę. Stracił apetyt.
— Jedźmy do męża tej denatki — zaproponował Uchiha.
— Tak z partyzanta?
— A co? List chcesz mu wysłać? Nie ma sensu zwlekać. Im szybciej mu powiemy, tym lepiej. Facet i tak pewnie odchodzi od zmysłów.
Kwaśna mina Kakashiego mówiła wszystko. Itachi wiedział, że to jemu spadnie na barki rozmawianie z mężem ofiary. A Kakashi będzie jak zwykle sugestywnie milczał.
Kiedy wyszli na dwór i otoczyło ich mroźne powietrze, Itachi aż zadrżał. Pożałował, że nie zabrał w roztargnieniu wełnianej czapki z domu. Do samochodu Kakashiego mieli zaledwie kilkadziesiąt merów, które prawie przebiegli.
Hatake szybko włączył ogrzewanie i chwilę siedzieli, słuchając cichej pracy silnika.
Itachi pomyślał o tajemniczej blondynce i uświadomił sobie, co go tak w niej zaintrygowało.
— Nie jest Japonką — mruknął, ściągając na siebie pytające spojrzenie Kakashiego. — Kobieta z knajpy. Nie wyglądała na japonkę.
Kakashi powoli wyjechał na ruchliwą jezdnię.
— Uważasz, że to ma jakieś znaczenie?
Itachi wzruszył ramionami.
— Po prostu obcokrajowców jest u nas jak na lekarstwo, a dziś spotkałem jednego z nich. I to kobietę.
— Myślisz, że morderca też może mieć ją na celowniku?
Itachi nic nie odpowiedział. Jaka była na to szansa? Poza tym, czy mieli pewność, że będą jeszcze ofiary? A może nic więcej się już nie wydarzy?
— Daleko mamy do tego faceta? — zapytał Itachi. Starał się nie myśleć o tych makabrycznych widokach, ale w głowie, co chwilę przeskakiwały mu obrazy z obu miejsc zbrodni.
Kakashi podał Itachiemu swój notes.
— Zerknij, bo nie pamiętam dokładnie adresu.
Uchiha popatrzył na zgrabne pismo i się zdziwił.
— Mieszka nieopodal naszej komendy. Jedź do okręgu Nishi-ku, do dzielnicy Minamihorie, 3-9-20.
— Idealnie, o dwudziestej Ibiki chce zrobić zebranie, więc załatwimy sprawę i jedziemy. Może się tym razem nie spóźnimy?
Itachi uśmiechnął się półgębkiem. To by była miła odmiana.
***

Mąż ofiary mieszkał w narożnym piętrowym bloku z żółtej cegły. Albo czegoś, co ją imitowało. Kiedy czekali, aż ktoś odbierze domofon, Itachi rozglądał się po okolicy. Wokół ciągnęły się inne bloki mieszkalne, a po drugiej stronie ulicy mieścił się park z placem zabaw. Okolica sprawiała wrażenie spokojnej i Itachi pomyślał, że gdyby miał zakładać rodzinę, to chciałby żyć w takim miejscu. Bez gwaru miasta, trochę na uboczu.
— Nie odbiera — powiedział Kakashi.
Itachi zerknął na domofon.
— Masz jego numer, więc zadzwoń. Zapytaj gdzie jest i podjedziemy.
Kakashi skinął głową i wyszukał w komórce telefon do mężczyzny. Minęło kolejnych kilkanaście sekund.
— Też cisza — westchnął.
Itachi poczuł delikatny uścisk w żołądku. Omiótł okolicę niespokojnym wzrokiem.
— Wiesz gdzie pracuje? — zapytał.
— Niestety, nie.
— Czyli jesteśmy w dupie.
— Może niekoniecznie — mruknął Kakashi i szybko wyszedł z zacienionej klatki schodowej. Skręcił i zniknął Itachiemu z oczu. Uchiha podążył za nim i zobaczył, że na parterze mieściła się kawiarnia. Dostrzegł znikające za drzwiami plecy kolegi.
Wnętrze kawiarni było kontynuacją zewnętrznej elewacji bloku. Podłogę i część ścian wypełniały żółte płytki imitujące cegłę, reszta została wyłożona tapetą w tym samym kolorze. Dopełnieniem wylądu były meble z ciemnego drewna bukowego i oświetlanie w mosiężnych kloszach. Pomimo ciepłego koloru, wnętrze Itchiemu wydało się bezosobowe i nieprzytulne. Po lokalu roznosił się przyjemny zapach kawy z nutą czekolady lub wanilii.
Kakashi stał już przy kontuarze i pokazywał odznakę niewysokiej kelnerce, która miała kamienny wyraz twarzy. Kiedy Itachi stanął obok dziewczyna rzuciła mu tylko ukradkowe spojrzenie.
— Szukamy mężczyzny, obcokrajowiec — zaczął tłumaczyć Kakashi. — Mieszka w tym bloku ze swoją żoną.
— Ma pa na myśli naszego szefa, Teo Wąs? — zapytała, ładnie wypowiadając nazwisko mężczyzny.
— Teo? — zdziwił się Kakashi.
— Prosił by tak się zwracać, bo mieliśmy problem z wypowiadaniem jego pełnego imienia. Teo jest prostsze.
— On jest założycielem tej kawiarni? — zaciekawił się Itachi.
Dziewczyna pokręciła głową, a proste włosy do ramion zafalowały.
— Przejął interes po znajomym, który zmarł kilka lat temu na raka.
— A jest dziś tutaj? — zapytał Hatake. — Potrzebujemy z nim porozmawiać.
— Chodzi o jego żonę?
— Jeśli jest, proszę go tu zawołać — powiedział Itachi, ignorując pytanie.
Dziewczyna wlepiła w niego pochmurne ciemne oczy.
— Nie ma go — rzuciła oschle. — Kawiarnią zarządza nasza menadżerka, Ayame Ichimaru, pan Teo pojawia się, kiedy chce. Czasem nie bywa tutaj przez kilka dni.
Itachi usłyszał ciężkie westchnienie. Zerknął na Kakashiego, który pocierał oczy.
No tak, przecież jest na nogach od wczoraj.
Uchiha wyciągnął wizytówkę z portfela i przesunął nią po blacie.
— Proszę mu przekazać, że czekamy na kontakt, to ważne.
Dziewczyna przytaknęła tylko głową i wzięła papierowy kartonik między palce.
— Ach, i jeszcze jedno — rzucił Uchiha. — Poproszę mocną kawę. Czarną, bez cukru.

***

Sakura wiedziała, że Ino nie należała do osób obojętnych i we wszystko lubiła wtykać nos. Dlatego nie bardzo zaskoczyło ją, kiedy Yamanaka wróciła do domu i pokazała jej znajome klucze z brelokiem. Może w pierwszej sekundzie i chciała ją opieprzyć, ale co by to dało? Poza tym właśnie dostała dowód, że ktoś się na nią czaił. Przy tym fakcie, wyskok Ino wydał się kompletnie nieistotny.
Niczego sobie nie uroiłam.
Sakura trzymała klucze w dłoni i patrzyła na nie z pełną świadomością, że jeszcze dziś trzymał je ktoś inny. Ktoś, kto najwyraźniej chciał zrujnować jej kruchy świat.
Zacisnęła dłoń.
— Zostań z Keijim — rzuciła i opuściła kuchnię.
— Co zamierzasz?! — Ino udała się za nią do przedpokoju.
Sakura ubrała adidasy i narzuciła na siebie grubszą i dłuższą kurtkę. Na głowę wciągnęła czapkę, bo wciąż miała wilgotne włosy.
— Masz jeszcze tę kartkę?
Ino kiwnęła głową i wyciągnęła pomięty papier z tylnej kieszeni spodni.
— Idziesz na policję?
— Powiedzmy — odparła Sakura i zignorowała skonfundowaną minę przyjaciółki. Wcisnęła kartkę do kieszeni kurtki, zabrała swoje klucze i odwróciła się do wyjścia.
— Niedługo wrócę — rzuciła na pożegnanie.
Zimno na dworze było cholernie nieprzyjemne, a noc zalewająca ulice znów obudziła w Sakurze niepokój. Mimo to, nie zatrzymywała się. Szła szybkim krokiem, obserwując uważnie otoczenie i mijających ją ludzi. Zwolniła kroku dopiero, kiedy znalazła się przy przystanku autobusowym. Zerknęła na rozkład i ucieszyła się, że miała tylko dwie minuty czekania. Razem z nią czekał jakiś starszy pan siedzący na ławce i podpierający się laską.
Sakura wyciągnęła telefon komórkowy i weszła w listę kontaktów. Kciuk jej zawisł nad znajomym nazwiskiem. Na chwilę naszły ją wątpliwości, ale szybko je odgoniła.
Albo to, albo kolejna ucieczka.
Jeden sygnał. Drugi sygnał. Odebrał po trzecim.
— Sasuke Uchiha, słucham.
Sakura zapomniała języka w gębie. Poczuła ucisk w żołądku.
— Halo? Kto dzwoni?
Nie możesz teraz stchórzyć!
— Cześć, Sasuke. To ja, Sakura.
Zapadła cisza, a Sakurę zaatakowały niespodziewanie wyrzuty sumienia. Gdyby mogły przybrać postać materialną to teraz zapewne leżałaby na ziemi, a ich ręce zaciskałyby się na jej krtani.
— Serio, kurwa? Teraz do mnie dzwonisz?
Sakura zasługiwała na takie słowa, bez wątpienia.
— No jakoś tak wyszło — mruknęła, przestępując z nogi na nogę. Gdzie ten autobus?
— Cały czas miałaś mój numer? — usłyszała wyrzut.
— Tak.
— I teraz sobie o mnie przypomniałaś? Zakładam, że nie chcesz spotkać się na kawę.
— Właściwie to… chcę — palnęła. Była pewna, że Sasuke wychwycił zawahanie w jej głosie.
— Czyżby? A po cholerę?
Sakura zobaczyła zarys autobusu wyjeżdżającego zza zakrętu.
— Uznałam, że skoro już wiesz, gdzie żyję, to chyba czas na rozmowę.
— Chyba? Chyba to ty na łeb upadłaś, kobieto! — wrzasnął. — Zniknęłaś siedem lat temu bez słowa, a teraz dzwonisz, jakby nigdy nic?!
Sakura weszła do ogrzewanego pojazdu i zajęła miejsce przy oknie. Słowa Sasuke były ostre i w pełni go rozumiała. Mimo to, coś ją zakłuło w serce.
Przełknęła nerwowo ślinę.
— Znasz dobrze Osakę? — zapytała.
Milczał. Sakurę zaniepokoiła się i naszła ją myśl, że Uchiha zaraz się rozłączy.
— Czego ty chcesz? — warknął w końcu.
Powiedzieć ci prawdę. Po części.
— Powiem ci, jak się spotkamy. Proszę.
Znowu milczenie. Na jak cienkiej granicy jego cierpliwości balansowała?
— Gdzie? — Teraz w jego głosie usłyszała zrezygnowanie.
— Wiesz, gdzie jest park Naniwano?
Usłyszała ciężkie westchnienie.
— Będę tam nie wcześniej niż za godzinę. Muszę coś jeszcze załatwić.  
Powiedziałaby mu, że może czekać i dwie godziny, ale nie chciała wyjść na jakąś rąbniętą desperatkę. Wystarczyło, że była już jego ex, która po siedmiu latach potrzebuje pomocy.
A miało zrobić się jeszcze niezręczniej.
— Będę czekać.
Uchiha zakończył połączenie pierwszy, a Sakurę ogarnęło coś w rodzaju ulgi. Jednak tylko na chwilę. Co ona wyprawiała?
Jeszcze wczoraj przecież się go bała. Uderzyła go, zachowała się jak histeryczka, a niecałą dobę później dzwoniła, bo w jej życiu nagle pojawiło się jeszcze większe zagrożenie. Nieznane, a jednocześnie tak przerażające.
Oparła się czołem o chłodną szybę i chłonęła wzrokiem mknące przed oczami obrazy.
Ile miała mu powiedzieć? Czy była jakaś granica, której nie mogła przekroczyć? Czy Sasuke w ogóle mógł jej pomóc? Nie wiedziała, ale z jakiegoś powodu to właśnie do niego zadzwoniła. Po siedmiu latach. To zabawne, że zachowała jego numer, chociaż tak się zarzekała, że odcięła się od tamtego zycia. A jeszcze zabawniejsze było, że Sasuke tego numeru nie zmienił. Jakby oboje podświadomie na coś liczyli. 
Mogła mieć tylko nadzieję, że Sasuke jej nie zostawi, tak jak ona porzuciła jego.
Zacisnęła dłoń na telefonie.
Czego by nie zrobił, wiedziała jedno — nie mogła uciekać. Jeśli nie znajdzie pomocy u niego, będzie szukać dalej. Może ostatecznie zgłosi się na policję? Wiedziała, z czym to się wiązało, ale dla dobra Keijiego nie mogła się więcej bać.
Podróż minęła Sakurze szybciej niż by chciała i kiedy znalazła się u wejścia do parku, omiotła okolicę wzrokiem z nadzieją, że gdzieś dostrzeże sylwetkę Uchihy. A potem usiadła na ławce pod jednym z drzew i, otoczona ciszą i nocą, czekała.

Od autorki: Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jest zdecydowanie dłuższy od poprzednich, co liczę, że was cieszy. ;) Kolejny rozdział pojawi się już we wrześniu. :D
Mój pies nabawił się zapalenia oskrzeli, facet mi też charczy i marudzi, że chory, ciekawe, kiedy mnie coś rozłoży. xD
No nic, nie zanudzam was, idę oglądać dalej anime. Swoją drogą, mocno polecam Kimetsu no Yaiba. Dawno nie oglądałam anime z tak fajną, wartką akcją. :D
Buziaki! :*

14 komentarzy:

  1. Ja Cię pani zamorduję. Mam potwornego kaca. I tak, to po tych wszystkich rozdziałach. Bo napięcie cały czas czułam i czuję. Nie musiałaś wiele robić, bym tylko czekała, aż coś dopadnie Sakurę. Czy to wyjdzie do sklepu, czy czeka na głupim przystanku. Ah, kobieto no. Nienawidzę nie wiedzieć. XD
    Co prawda wiem trochę, ale to nie zmienia faktu, kiedy.
    A weź idź, jeszcze na koniec podsumowałaś, że widzimy się we wrześniu. Ty serio chcesz bym zeszła tutaj. XD
    Nic nie pobije tego (napisałam najpierw "bobije", uwierzysz? XD), jaki klimat wprowadzasz. Powtarzam się, ale cholera jasna.
    Jestem zachwycona perspektywą Itachiego. Tym, że akcję opisujesz jego oczami i pozornie, Sakura i on, zupełnie nie są powiązani. Czytelnik mimo to wie, że będą. W końcu jak Sasek to Itachi, a jak nie Sasek, to sam Itachi. Także tego. Hue.
    Kasia Wąs. Kochana Kate, w tym całym napięciu sprawiła, że się najpierw uśmiechnęłam, przeczytałam jeszcze raz, mój mózg przeanalizował i się zaśmiałam głośno, aż mój z pokoju obok krzyknął "co mi jest?". I w sumie, nie wiem czemu tak zareagowałam. To było jedynie zdanie na wyładowanie napięcia i dodania humoru. I tak kurde to poprowadziłaś, że serio zdurniałam i definitywnie mnie to rozluźniło na moment. XD
    Tylko potem doszło znowu to, że jednak akcja się dzieje i trup pozostaje trupem. Weź daj kolejnego, będzie fajnie. XD
    Dla mnie akcja i fabuła wali na głowę. Dlatego będę cierpieć, dopóki nie zobaczę ósemki. Ale! Prawda, rozdział dłuższy! <3
    W ogóle, tak jeszcze wezmę ni z gruchy, ni pietruchy, bo wcześniej nie miałam okazji napisać. Scena Itachiego i Konan w poprzednich rozdziałach... Nie wiem. Urzekła mnie. I nawet już nie chodzi o to, że były golasy, ohoho i tak dalej. Tylko samo to, jak pokazałaś rzeczywistość. Martwą w niektórych sprawach, nawet, jak człowiek chciałby poczuć coś innego. I niekoniecznie do tej jednej osoby, ale, że w ogóle.

    Wybacz, za tasiemca.~ <3
    Krótko i zwięźle: jest zajebiście. I ja chce więcej.
    Nawet jeśli ma być krótko. Nawet, jeśli uśmiercisz nam bohaterów. Trudno. Bo tworzysz cudne rzeczy na klawiaturze.

    Ślę całusy! <3
    I oby psinka i Twój wyzdrowieli~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety, rety. Miło cię Shayen tu widzieć! :D
      Ja wiem, że kac to nie jest fajny, ale aż się uśmiechnęłam, że to przez te moje rozdziały. Wybacz, że cierpisz, a ja się cieszę, wiem, nie wypada. xD
      Ale co ty chcesz od września? Przecież to tylko pół miesiąca. Chociaż... no tak, nie wiem, w której połowie pojawi się kolejny rozdział. :D
      Ja miałam wątpliwości, czy dawać tutaj polski akcent, ale uznałam, że nie ma w tym nic złego w sumie.
      Haha, mnie tamta scena też się podobała i byłam z siebie zadowolona, bo udało mi się w niej pokazać, to co chciałam (niekoniecznie seksy). ;D
      Dzięki za odwiedziny. <3

      Usuń
  2. Czuję narastające napięcie czytając to opowiadanie. Nie mogę się doczekać następnego, a Ty każesz czekać do września?! :D Moja ciekawość musi być zaspokojooonaaa xd
    Czekam z niecierpliwością i - jak zawsze - czytało się super! Masz talent! <3
    Pozdrawiam gorąco, buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło czytać takie słowa. :D Do września nie tak daleko, spokojnie. ;)
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że dodasz rozdział 1.09.19 o 00:01, inaczej się obrażę

    OdpowiedzUsuń
  4. Kimetsu też oglądam, chociaż mam chyba z pięć odcinków do nadrobienia. Też mi się bardzo podoba. Demony, ale i nieco nietypowy element fabuły, gdy (poniekąd) egzorcysta podróżuje z demonie, no ale nie będę tu za bardzo fabuły innym zdradzać.

    Tak Sakura, czas zmierzyć się ze swoją przeszłością i przy okazji uchylić nam rąbka tajemnicy. Może to już ten czas xd Tak, bardzo cieszymy się na dłuższy rozdział.

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
  5. Zobaczyłam, że jest rozdział kilka dni temu, ale dopiero znalazłam chwilę, by przeczytać i... OJA. Czymkolwiek jest to słowo, ma wyrazić mój zachwyt. Historia podoba mi się od samego początku, ale to chyba najlepszy rozdział do tej pory!
    Sakura nie zachowała się w żaden z przewidywanych przeze mnie scenariuszy, a zamiast tego zrobiła coś, co sprawiło, że zaczęłam nerwowo zerkać na kalendarz i tupać nogą. Chcę wiedzieć już, teraz, co wyniknie z tego spotkania z Sasuke! Ten pomysł bardzo mnie zaskoczył i wpłynął pozytywnie na odbiór samej bohaterki. Strasznie nie lubię (niezależnie od tego czy to Sakura czy ktokolwiek inny), kiedy bohaterki w takich sytuacjach uciekają, robią ze wszystkiego tajemnicę albo co gorsza nie robią nic i narażają się na niebezpieczeństwo, a mnie na wstrząs mózgu od walenia się otwartą dłonią w czoło nad ich głupotą. Dygresja, nieistotne. Bardzo mnie ten wątek zaintrygował! Wrzesień mamy, mam nadzieję, że zauważyłaś :D
    Ps. Wątek komediowy z nazwiskiem był świetny. Uwielbiam humor w miejscach, do których z pozoru wcale on nie pasuje.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. I co dalej?? :) Gdzie ta kolejna notka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie mam ostatnio weny. :( Zajmuje się innymi sprawami i nie piszę. :c Ale muszę się zmobilizować.

      Usuń
    2. Piszę rozdział, piszę!

      Usuń