13 stycznia 2019

Rozdział 1

7 grudnia, 2015

Chociaż synoptycy od kilku dni zapowiadali silne opady śniegu, Sakura Haruno opuściła tego ranka mieszkanie w adidasach, jeansach z dziurami i kurtką bomberką na ramionach. Nie przejmując się, że termometry pokazywały zerową temperaturę, owinęła szyję czarnym szalem i z dłońmi wciśniętymi w kieszenie kurtki zaczęła przemierzać ulice osiedla.
Szła szybkim tempem, patrząc przed siebie. Minęła rozległy parking i pusty plac zabaw, a kiedy doszła do skrzyżowania, skręciła w lewo. Po drugiej stronie ulicy widziała dzieciaki, taszczące plecaki, lub torby i zmierzające do szkoły podstawowej. Podskakiwały i głośno rozmawiały, nawet samochody przecinające jezdnię nie potrafiły zagłuszyć ich gwaru.
Kiedy Sakura dotarła do cukierni mieszczącej się na rogu ulicy i naprzeciwko komisariatu policji, było dziesięć po ósmej.
Weszła frontowymi drzwiami i od razu spotkała się z niezadowolonym spojrzeniem swojej przełożonej, Hotaru Murase. Niska kobieta o krągłych kształtach skrzyżowała ręce pod dorodnym biustem i stanęła Sakurze na drodze.
— Znowu się spóźniłaś — powiedziała. — To już trzeci raz w tym tygodniu. Wesz, co to oznacza?
— Mamy środę? — zironizowała Sakura. Pożałowała jednak, kiedy zobaczyła jak spojrzenie starszej kobiety ciemnieje. Była pewna, że zaraz usłyszy piękną wiązankę przekleństw i groźby o potrąceniu z pensji, ale nagle jakby całe powietrze zeszło z Hotaru.
Kobieta westchnęła z rezygnacją, obróciła się tyłem do Sakury i pomaszerowała na zaplecze, po drodze zabierając ścierkę z jednego ze stolików.
Haruno poczuła się głupio. Wiedziała, że ostatnie, co powinna, to być nieprzyjemną dla kobiety, która ją zatrudniła i jeszcze potrafiła zapłacić ekstra za dodatkową ilość obowiązków. Nie mówiąc o tym, że ta kobieta dała jej w ciągu ostatnich dwóch lat więcej zrozumienia i empatii, niż cała masa ludzi w ciągu jej dwudziestotrzyletniego życia.
Sakura podążyła za Hotaru z zamiarem przeprosin. Weszła na zaplecze i znalazła Murase siedzącą przy okrągłym stoliku. Sprawiała wrażenie przygnębionej i Sakura poczuła złość na siebie.
— Pani Hotaru, przepraszam. Nie chciałam być arogancka — powiedziała szczerze. — Po prostu…
Kobieta pomachała dłonią i uśmiechnęła się słabo, jednak Sakura wiedziała, że daleko było temu gestowi do szczerości.
— Wiem, dziecko. Wiem.
Sakura podeszła do stolika i dopiero teraz dostrzegła jak blada jest Murase. Nagle wydała się Sakurze niebywale zmęczona i starsza o jakieś dziesięć lat.
Coś Haruno ścisnęło za serce.
— Wszystko w porządku? — zapytała. Kobieta nie odpowiedziała, tylko odwróciła wzrok w kierunku drzwi do łazienki.
— Pani Hotaru, co się dzieje?
— Nic.
— Przecież widzę. Jeśli mogę…
— Powiedziałam, że wszystko w porządku! — Nagły wybuch Murase tak zaskoczył Sakurę, że zaniemówiła. Postanowiła jednak się tym nie przejmować.
Przez chwilę przyglądała się przełożonej w milczeniu, ale widząc, że nie będzie dalszego ciągu rozmowy, skierowała się do niewielkiej szatni.
Przebierając się w swój uniform ciągle analizowała zajście. Nie potrafiła znaleźć racjonalnego wyjaśnienia. Odkąd znała Murase, nigdy nie widziała, żeby była tak zdenerwowana. Postanowiła, że nie będzie się wtrącać. Murase też nie pchała się niepotrzebnie z butami do jej życia. Mimo to, kiedy Sakura wyszła na sklep i zobaczyła niemrawo krzątającą się Hotaru przy gablocie z wypiekami znowu poczuła uścisk w sercu.
Zachowała jednak obawy dla siebie i uśmiechnęła się pogodnie, kiedy do cukierni wszedł pierwszy klient.

***

Pokój dwieście cztery był w biurze policji jednym z wielu pomieszczeń służącym przesłuchaniom. Na środku stał prostokątny stół z przystawionymi do niego czterema krzesłami, z czego jedno zajmował już zakuty w kajdanki mężczyzna.
Kiedy Itachi Uchiha wszedł do pokoju i spojrzał na wychudzonego człowieka, od razu miał ochotę przekląć.
Zamknął za sobą drzwi i z teczką pod pachą stanął po przeciwnej stronie stołu.
— Znowu się spotykamy, Sępie?
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami. Rozparł się wygodniej na twardym krześle i wbił znudzone spojrzenie w Itachiego.
Uchiha rzucił teczkę na stół i zajął krzesło.
— Daliśmy ci szansę. Twoja sprawa została umorzona, miałeś się poprawić.
Mężczyzna przewrócił oczami.
— To nie ja — powiedział.
Itachi pokręcił głową i otworzył teczkę. Wyciągnął zdjęcia i rzucił je na stół, prosto pod nos Sępa. Pozwolił mężczyźnie im się przypatrywać. I widział, jak obojętność znika z bliznowatej twarzy, jak popękane usta zaczynają drżeć, jak nozdrza rozszerzają się, by wciągnąć więcej powietrza.
Facet był beznadziejnym kłamcą.
Uchiha zebrał zdjęcia i schował z powrotem do czarnej teczki.
— Miałeś swoją szansę. Spieprzyłeś to. Wiesz, że teraz czeka cię już proces, który wpakuje cię do więzienia?
Na twarzy Sępa pojawiły się kropelki potu.
— Gdyby chodziło o same podpalenia to może dwa lata i byłbyś wolny — kontynuował Itachi. — Ale zabiłeś mężczyznę! Spaliłeś go żywcem! Jak myślisz, ile to lat? Dziesięć, piętnaście?
Sęp spojrzał na detektywa i Uchiha z satysfakcją zobaczył strach w jego ciemnych oczach.
— Przyznaj się, powiedz wszystko, a zmniejszymy wyrok.
Mężczyzna przełknął ślinę, potem spojrzał na swoje nadgarstki w kajdankach.
— O ile? — zapytał.
— To już nie ode mnie zależy — powiedział zgodnie z prawdą Uchiha.
— W takim razie nic nie wiem.
W Itachim aż zawrzało. Miał ochotę złapać cuchnącego sake piromana za bluzę i nim porządnie potrząsnąć.
Zacisnął dłoń pod stołem i policzył do dziesięciu, uspokajając nerwy.
— W porządku — powiedział. — Szybko przyjdzie ci żałować takiej decyzji.
Itachi wziął teczkę i zebrał się do wyjścia. Kiedy sięgnął do klamki usłyszał:
— Nie złapiecie go. On zawsze będzie dwa kroki przed wami.
Itachi posłał Sępowi zimne spojrzenie i bez słowa opuścił pokój. Na korytarzu skinął na policjanta, który stał przy drzwiach w oczekiwaniu, i ruszył w stronę schodów.
Biuro Uchihy mieściło się dwa piętra wyżej. Kiedy do niego wszedł, zastał znajomy widok — Kakashi Hatake siedział przy swoim biurku, z nogami wywalonymi na blat i czytał jakąś mangę. Na odgłos trzaśnięcia drzwiami tylko zerknął znad książki ze znudzoną miną.
— Wziąłbyś się do roboty — warknął Uchiha, rzucił teczkę na woje biurko i opadł na obrotowy fotel z głośnym westchnieniem.
— Młoda godzina. Poza tym, jestem tu od szóstej, musiałem dokończyć raport z włamania.
Itachi odpalił komputer i otworzył jeszcze raz teczkę, z którą był u Sępa. Zaczął przyglądać się zdjęciom z pożaru domu, w którym zginął mężczyzna. Patrząc na zwęglone zwłoki, leżące na ziemi z charakterystycznym przykurczem kończyn nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś tu nie pasowało.
Sęp był już notowany za podpalenia. Jednak zawsze padało na opuszczone budynki, magazyny, czy samochody. Był piromanem, którego to po prostu rajcowało. Nie pasował na mordercę.
— A brałeś pod uwagę, że ktoś mu to zlecił, nie mówiąc, że w środku jest człowiek? — zagadnął Kakashi.
Itachi pokiwał głową.
— Facet z jakiegoś powodu nie chce sypnąć — powiedział, uderzając rytmicznie długopisem o blat biurka.
— A kiedy wyniki sekcji? 
— Tsunade powiedziała, że postara się ogarnąć do jutra.
Kakashi znowu zapatrzył się w strony mangi, najwyraźniej kończąc rozmowę.
Itachi westchnął i rozparł się na fotelu, zakładając ręce za głowę. Przymknął oczy z myślą, że mała drzemka dobrze by mu zrobiła, ale wtedy zadzwonił telefon.
Uchiha wyciągnął komórkę z kieszeni spodni. Kiedy zobaczył na wyświetlaczu imię dzwoniącego uniósł brew.
Odebrał.
— Ktoś cię napadł, że sobie o mnie przypomniałeś? — powiedział żartobliwie.
Po drugiej stronie usłyszał parsknięcie.
— Też cię miło słyszeć, braciszku. Dzwonię, bo mam sprawę.
Itachi nie powstrzymał się od uśmiechu.
— Sasuke Uchiha jak zawsze konkretny, co?
— Jestem w Osace i chcę się spotkać. Kiedy będziesz miał czas?
Itachi zmarszczył brwi, wyczuwając zdenerwowanie w głosie brata. Zerknął na zegarek na lewym nadgarstku. 
— W sumie to mogę nawet teraz.
— Dobra, to zaraz prześlę ci adres. Na razie.
Itachi nie zdążył nawet otworzyć ust, a połączenie zostało zakończone.
Westchnął. Przez głowę przeszła mu myśl, że jego brat wpakował się w jakieś bagno.
To była już tradycja.

***

Tego dnia ruch nie był zbyt duży.
Po podaniu klientowi papierowej torby z kawałkiem ciasta truskawkowego, Sakura zerknęła na zegar ścienny wiszący nad wejściem do zaplecza. Zbliżała się jedenasta, co oznaczało, że zaraz miała przyjść Akira, współpracownica.
Sakura, widząc, że na sklepie jest pusto, pomyślała, by wyjść odrobinę wcześniej i zdążyć na wcześniejszy autobus. Do zajęć na uczelni miała jeszcze czas, ale chciała wykorzystać tę wolną chwilę na powtórzenie materiału z anatomii. W końcu zbliżały się egzaminy.
Z zaplecza wyszła Hotaru i Sakura uśmiechnęła się do niej, a pytanie miała już na końcu języka, kiedy usłyszała, jak ktoś wchodzi.
Natychmiast odwróciła się przodem do klienta i zamarła.
Mężczyzna ściągnął kaptur z głowy i potarmosił jasne włosy.
Sakura poczuła jak czas zwalnia. Zmartwiała patrzyła na wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który w końcu zawiesił wzrok na niej.
Jego niebieskie oczy nadal były tak samo niezwykłe.
— Niemożliwe — usłyszała jego głęboki głos. Niby się zmienił, a wciąż brzmiał tak podobnie. — Sakura-chan?
Poczuła ucisk w okolicy serca, kiedy usłyszała swoje imię z tą pieszczotliwą nutą. Zacisnęła szybko dłonie na materiale fartucha, starając się nie rozpłakać.
— Nie wierzę! — Naruto Uzumaki podszedł do lady i położył dłonie na blacie. Uśmiechał się szeroko.
Zadzierając głowę do góry, Sakura zdała sobie sprawę, jak bardzo się zmienił.
Zmężniał, chłopięce rysy twarzy zniknęły, czuć było od niego siłę. Ale uśmiech pozostał tak samo pogodny i szczery.
— Naruto… — wyszeptała, czując pustkę w głowie. Kompletnie się tego nie spodziewała. Była pewna, że przeszłość ma już dawno za sobą i nigdy nie będzie musiała do niej wracać.
Pomyliła się.
— Siedem lat, Sakura-chan. Gdzieś ty była, kobieto?
Poczuła uścisk w żołądku. Odsunęła się od Uzumakiego.
— Wyjechałam — powiedziała zdawkowo. Miała nadzieję, że Uzumaki nie wyczuł drżenia w jej głosie. Nie chciała, żeby drążył temat.
— Tyle to zauważyłem. Ale dlaczego? Opuściłaś Konohę bez słowa. Twoje wujostwo nic nie chciało nam powiedzieć.
Sakura poczuła się nagle przytłoczona jego obecnością. Nie chciała być bombardowana pytaniami, na które nie była gotowa udzielić odpowiedzi.
— Naruto, przepraszam, ale jestem w pracy. To nie jest miejsce na takie rozmowy — powiedziała chłodno.
Zobaczyła, że pogodny wyraz twarzy mężczyzny znika.
— W porządku. Wybacz, nie chciałem być natarczywy. Po prostu…
—Wiem.
Sakura dostrzegła szczery smutek w oczach Naruto i poczuła się źle. W swoim życiu spotkała tylko garstkę osób, które mogłaby nazwać przyjaciółmi. Naruto był jednym z nich. Kiedy opuszczała Konohę siedem lat temu, wiedziała, że to jemu sprawi największy zawód.
— Sakura-chan…
— Idź już — ucięła, nie chcąc słuchać jego próśb.
Wiedziała, że w tym momencie go rani, ale nie mogła dopuścić Naruto do swojego życia. Tak jak nikogo z tamtego okresu.
Naruto wyglądał na rozczarowanego, ale nie powiedział nic więcej. Powiódł tylko wzrokiem po gablotach z wypiekami, po czym ostatni raz spojrzał na Sakurę i powiedział:
— Dobrze było cię zobaczyć.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Sakura poczuła, że musi się czegoś złapać. Oparła się plecami o ścianę i odetchnęła głęboko. Hotaru, która cały czas przyglądała się zza rogu powoli do niej podeszła.
— Wszystko w porządku? — zapytała.
Sakura chciała coś powiedzieć, ale poczuła łzy pod powiekami. Zasłoniła twarz dłonią i osunęła się na ziemię, dusząc w sobie szloch.
Murase ukucnęła przy niej i Haruno poczuła jej ciepłe dłonie na ramieniu. Kiedy spojrzała na zatroskaną twarz przełożonej, coś w niej pękło i rozpłakała się.

***

Itachi Uchiha nie zdziwił się, kiedy zajechał na rozległy parking pod szeregiem parterowych budynków. Nie zdziwił się też, kiedy znalazł dokładny adres i okazało się, że jest to klub bokserski. Jego brat uwielbiał boks.
Przeszedł się krótkim korytarzem i zajrzał do pierwszej sali na lewo. Okazała się ogromna, z kilkoma ringami podłogowymi, workami treningowymi i kilkunastoma mężczyznami trenującymi zacięcie. Po sali szło echo rytmicznych uderzeń i okrzyków.
Itachi szybko wyłapał wzrokiem swojego młodszego brata. Stał do niego tyłem i ćwiczył ciosy na worku treningowym.
Uchiha podszedł do Sasuke podziwiając jednocześnie jego szybką pracę rąk i nóg. Pamiętał, jak kiedyś jego młodszy brat nie potrafił nawet obronić się przed kolegami z klasy. Teraz zapewne rozłożyłby na łopatki dwóch naraz i dobrze by się przy tym nie spocił.
Ich spojrzenia się skrzyżowały i Sasuke wyprostował się, łapiąc oddech.
— Szybko się zjawiłeś — powiedział, ściągając rękawice.
— Nie mam całego dnia.
Sasuke skinął głową, odłożył rękawice na ławkę i zabrał butelkę wody.
— Chodź na korytarz — powiedział.
Kiedy znaleźli się poza salą, Sasuke wyciągnął z kieszeni dresowych spodni kartkę zgiętą na pół. Podał ją Itachiemu.
Rozłożywszy ją, Uchiha zobaczył imię i nazwisko. Zmarszczył brwi i popatrzył na brata niezadowolony.
— To dlatego jesteś w Osace?
Sasuke upił łyk wody i westchnął. Poczekał, aż dwóch napakowanych facetów ich minie i zniknie w sali.
— Wiem, co powiesz. Miałem z tym skończyć.
— Dziwię się, że nikt ci jeszcze łba nie odstrzelił —warknął Itachi.
Sasuke uśmiechnął się kącikiem ust.
— Wierz mi, próbowali.
Itachi zgniótł świstek kartki i rzucił go pod nogi bratu.
— Zapomnij. Nie będę ci pomagał w samobójstwie.
Nie zamierzał ciągnąć dalej tej rozmowy. Minął Sasuke i ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia.
— Nie chcesz wiedzieć, kto zabił Izumi? — Padło.
Itachi zatrzymał się w pół kroku czując, jak zalewa go fala irytacji. Spojrzał na Sasuke przez ramię.
— Ani mi się waż — warknął.
Ale Sasuke się nie przejmował.
— Od trzech lat szukasz jej mordercy. Ci ludzie, których ja ścigam żyją w półświatkach. Narkotyki, handel ludźmi, gwałty!
— Przestań pieprzyć! Może jeszcze brniesz w to bagno dla mnie, co? Może stałeś się Łowcą, bo chodzi o Izumi?
Sasuke parsknął.
— Aż tak sentymentalny nie jestem.
Itachi nie śmiał w to wątpić.
— Nie pomogę ci. Chcesz dorwać tego kolesia? Radź sobie sam. A mordercą Izumi zajmę się ja.
Uchiha znów ruszył do wyjścia, nie parząc więcej na brata. Opuścił klub z drażniącym przeświadczeniem, że to nie było ich ostatnie spotkanie w Osace.


Autorka: Rozdział pierwszy za nami. Jest typowo wprowadzający, więc i akcji niewiele. Ale już z dwójeczką się to zmieni. Mam nadzieję, że historia przypadnie wam do gustu. :)
Od razu w gwoli wyjaśnienia, patrzcie na daty u góry rozdziałów, ponieważ będą przeskoki w czasie. Historia będzie poruszać się na dwóch płaszczyznach i tak naprawdę splatać będą się w niej wątki kilku bohaterów. Jeśli początkowo coś będzie niejasne, to się nie przejmujcie, panuję nad fabułą, a pewne niedopowiedzenia będą celowe.
To na tyle.
Pozdrawiam!

04 stycznia 2019

Prolog


 12 stycznia, 1996.

Kiedy Mayumi Ueda otworzyła oczy, za oknem wciąż panowała nieprzenikniona noc.
Przewróciła się na drugi bok z nikłą nadzieją, że jeszcze zaśnie, ale wtedy zdała obie sprawę, że druga połowa łóżka jest pusta.
Przejechała dłonią po pościeli. Nie poczuła ciepła, więc domyśliła się, że musiał wstać dosyć dawno.
Obróciła się na plecy i popatrzyła na cyfrowy budzik. Na wyświetlaczu widniała trzecia w nocy.
Skierowała zmęczony wzrok w stronę nieprzymkniętych drzwi, zastanawiając się, co ostatnio było tak ważne, że jej mąż stał się nocnym markiem.
Kładła się spać, mąż siedział w biurze na parterze. Budziła się, nie było go już w domu. Miała wrażenie, że egzystuje z jakimś przeklętym duchem.
Mayumi podniosła się z łóżka, odnalazła kapcie wraz z szlafrokiem i opuściła sypialnię. Planowała udać się do kuchni i zrobić sobie herbatę. Sen na dobre ją opuścił, więc równie dobrze mogła popracować przy komputerze.
Kiedy wyszła na korytarz uderzyła ją głucha cisza panująca w domu. Potarła ramiona, czując chłód, mimo że dom był ogrzewany.
Chwyciła się poręczy i po ciemku zaczęła schodzić po krętych schodach. Kiedy znalazła się na dole od razu zdała sobie sprawę, że coś było nie tak. Na korytarzu panowało zimno, a kiedy Mayumi popatrzyła w kierunku drzwi od biura męża, zobaczyła, że są otwarte na oścież. Światło ze środka wylewało się mdłym snopem na korytarz. Słyszała też grające radio i szum wiatru z dworu.
Mayumi chciała ruszyć w kierunku biura, ale coś ją instynktownie powstrzymywało.
Obejrzała się za siebie, w głąb korytarza, prowadzącego do salonu. Widziała tylko ciemność. Potem zrobiła niepewne kroki w stronę pokoju, z którego słyszała muzykę. Dopiero, kiedy znalazła się blisko drzwi, uświadomiła sobie, że to, co wzięła za grające radio było muzyką z pozytywki.
Ueda nie pamiętała by coś takiego mieli.
Zatrzymała się gwałtownie, kiedy muzyka zamilkła. Pomimo przeraźliwego zimna, czuła, że cała się spociła.
Stała tuż przy drzwiach, nie będąc pewną, czy chce wiedzieć, co kryje się w biurze jej męża.
Spojrzała w stronę schodów, przeklinając siebie, że w ogóle wyszła z łóżka. Teraz nie miała odwagi tam wrócić.
Naraz usłyszała kroki i dostrzegła gwałtowny ruch w ciemnościach korytarza.
Nim Mayumi zdała sobie sprawę, co się stało, leżała powalona na panelach, a coś ciężkiego usiadło jej na biodrach. Pod palcami poczuła materiał grubej kurki. Do jej nozdrzy dotarł zapach tytoniu i nieprzetrawionego alkoholu.
Ueda dostrzegła błysk noża, ale dopiero po kilku sekundach, kiedy ciepła krew zaczęła wypływać z rany w brzuchu zrozumiała, co się stało.
Leżała sparaliżowana, wykrwawiając się. Oprawca stanął nad nią, a Mayumi zdziwiło, że nawet nie próbował ukryć swojej tożsamości. Przez głowę przeszła jej myśl, że ostatnio w telewizji mówili o jakimś psychopacie, mordującym ludzi w ich własnych domach.
Nie pamiętała jednak, by wspominali, że był to nastolatek.


Autorsko: No i zaczynamy nową historię. Nawet nie wiecie, jak się nią jaram. :D
Od razu zaznaczę, że jest to historia, w której trupy, krew, bluźnierstwa i inne mało moralne rzeczy będą lać się gęsto (chociaż nie na początku). Dlatego na pewno nie będzie to historia dla tych, co wolą romanse i subtelne sceny seksu. Zresztą, ci co czytali Instynkt już mnie trochę znają i wiedzą, że nie jestem osobą, która ma delikatny i wyszukany język. xD
Prolog może nie nawiązuje do uniwersum Naruto, ale spokojna wasza, przyjdzie czas, że zrozumiecie jego sens. :D
Rozdziały nie będą pojawiać się regularnie i myślę, że nie częściej niż 1-2 razy w ciągu miesiąca. Będą jednak dłuższe od tych na Instynkcie, więc proszę mi nie narzekać. ;)
Szablon, który widzicie jest chwilowy, zrobiony na szybko, żeby blog jakoś wyglądał. xD
Rozdział pierwszy pojawi się pod koniec stycznia.
Pozdrawiam!