8 grudnia, 2015
Słońce schowało się za linię horyzontu, a niska temperatura,
która i tak była wystarczająco dotkliwa, spadła o kilka kolejnych kresek. Osakę
otulił zimny mrok rozpraszany przez uliczne lampy i światła wylewające się z
witryn sklepowych.
Śnieg trzeszczał pod butami, kiedy Itachi wraz z Kakashim
szli chodnikiem w stronę wejścia do knajpy mieszczącej się nieopodal mieszkania
Uchihy. Było kilkanaście minut po szesnastej, a Kakashi zadzwonił pół godziny
wcześniej, bo udało mu się dowiedzieć kilku rzeczy dotyczących dwóch trupów.
Chciał to obgadać przy pierożkach gyoza.
W knajpie pachniało imbirem i smażonym mięsem. Zasiedli przy
kwadratowym stoliku z ciemnego drewna, a Itachi zerknął na widok za oszronionym
oknem, ale zobaczył tylko swoje krzywe odbicie w szybie.
Obsłużyła ich sympatyczna, młoda kelnerka, z włosami
pofarbowanymi na różne kolory tęczy. Hatake zamówił na przystawkę pierożki, a
na danie główne zupę Ramen. Itachi wziął Yakisobę.
Kiedy kelnerka ich zostawiła, Kakashi rozejrzał się
konspiracyjnie po lokalu, a potem wyciągnął z kieszeni płaszcza, przewieszonego
przez krzesło, mały notes w skórzanej oprawie.
— Udało mi się ustalić nazwisko drugiej ofiary.
Uchiha uniósł brwi.
— Tak szybko? Jakim cudem?
— Tsunade do mnie zadzwoniła zaraz po jedenastej. Okazało
się, że druga denatka miała wytatuowany cytat na ramieniu. Wrzuciłem go w
translator. Wyszło, że był w języku polskim. Przeszukałem bazę osób
zarejestrowanych w Osace z polskim pochodzeniem. Były dwa trafienia. Ale jedno
odpadło na starcie, bo jest to jeszcze dziecko.
— A drugie? — ponaglił Uchiha. Nawet nie spostrzegł, jak
zaciska dłoń w pięść.
— Mm… — Kakashi zajrzał do notatek. Zmrużył oczy. — Jakaś
Kata… Katazina Was?
Uchiha aż parsknął słysząc, z jakim trudem Hatake wymawia
nazwisko denatki. Wziął od niego notes. Spojrzał na literę A z ogonkiem przy
nazwisku.
— Co to za alfabet? — mruknął skonsternowany.
— Nie wiem, ale nazwijmy ją Kate, co? Nie bawię się w łamańce
językowe.
Itachi przytaknął.
— Masz pewność, że to ona?
— Cóż, nasza denatka nie ma twarzy, ale mąż Kate
potwierdził, że jego żona zaginęła sześć dni temu. I miała tatuaż na ramieniu.
Dzwoniłem już na komisariat, na którym zgłosił jej zagniecie, poprosiłem o
przefaksowanie mi wszystkiego.
— Jej mąż też jest Polakiem?
— Owszem, ale płynnie gadał po japońsku. Gadałem z nim tylko
przez telefon. Nie powiedziałem mu jednak o śmierci żony. Na razie skłamałem,
że szukamy i chciałem tylko potwierdzić kilka kwestii.
Itachi skrzywił się.
— Czyli czeka nas mało przyjemne spotkanie.
— No.
Zamilkli wsłuchani w gwarne rozmowy innych klientów. Itachi,
siedząc przodem do drzwi wejściowych, zobaczył, jak do lokalu wchodzi kobieta. Stanęła
przy wejściu i rozpięła puchową, fioletową kurtkę. Złapała za blond włosy,
schowane pod nakryciem i wyciągnęła je. Długa kaskada pasm opadła na plecy i
Itachi aż się zdziwił, widząc, że sięgają dobrze za pupę.
Kobieta rozejrzała się po lokalu, a kiedy wzrokiem
namierzyła cel minęła stoliki i podeszła do mężczyzny, który siedział w
centralnej części knajpy. Na twarzy miał jakieś dziwne czerwone tatuaże. Wstał
i powitał kobietę całusem w usta.
Od patrzenia się na dwójkę nieznajomych Itachiego odwiódł
Kakashi, który pomachał mu dłonią przed twarzą.
— Mówiłeś coś? — palnął Itachi.
Kakashi przyglądał mu się dłuższą chwilę, a potem powędrował
wzrokiem w kierunku blondyny, siedzącej teraz do nich tyłem.
— Wpadła ci w oko?
Uchiha prychnął.
— Nie mój typ.
Kakashi uśmiechnął się kącikiem ust i w tym momencie
pojawiła się kelnerka, która przyjmowała ich zamówienie.
Większą część posiłku zjedli w milczeniu. Kakashi wydawał
się pochłonięty własnymi myślami, a Itachi nie potrafił z jakiegoś powodu
przestać zerkać w kierunku dwójki nieznajomych. Widział, że towarzyszyło im
jakieś napięcie.
Kiedy powoli kończył
swoje danie, kobieta wstała tak gwałtownie, że krzesło poleciało do tyłu.
Towarzyszący mężczyzna wydawał się niezrażony jej zachowaniem.
— Jesteś zwykłym bydlakiem! — usłyszał. Kilka głów zwróciło
się w ich stronę. Kobieta zabrała kurtkę i nie mówiąc nic więcej skierowała się
do wyjścia. Itachi miał kilka sekund, żeby przyjrzeć się jej twarzy. Grzywka ją
częściowo przesłaniała, ale dostrzegł niezwykle niebieskie oczy. A potem było
tylko trzaśnięcie drzwiami.
— Napatrzyłeś się? — zapytał Kakashi, wycierając usta w
serwetkę.
Itachi popatrzył na swoją niedojedzoną Yakisobę. Stracił
apetyt.
— Jedźmy do męża tej denatki — zaproponował Uchiha.
— Tak z partyzanta?
— A co? List chcesz mu wysłać? Nie ma sensu zwlekać. Im
szybciej mu powiemy, tym lepiej. Facet i tak pewnie odchodzi od zmysłów.
Kwaśna mina Kakashiego mówiła wszystko. Itachi wiedział, że
to jemu spadnie na barki rozmawianie z mężem ofiary. A Kakashi będzie jak
zwykle sugestywnie milczał.
Kiedy wyszli na dwór i otoczyło ich mroźne powietrze, Itachi
aż zadrżał. Pożałował, że nie zabrał w roztargnieniu wełnianej czapki z domu.
Do samochodu Kakashiego mieli zaledwie kilkadziesiąt merów, które prawie
przebiegli.
Hatake szybko włączył ogrzewanie i chwilę siedzieli,
słuchając cichej pracy silnika.
Itachi pomyślał o tajemniczej blondynce i uświadomił sobie,
co go tak w niej zaintrygowało.
— Nie jest Japonką — mruknął, ściągając na siebie pytające
spojrzenie Kakashiego. — Kobieta z knajpy. Nie wyglądała na japonkę.
Kakashi powoli wyjechał na ruchliwą jezdnię.
— Uważasz, że to ma jakieś znaczenie?
Itachi wzruszył ramionami.
— Po prostu obcokrajowców jest u nas jak na lekarstwo, a
dziś spotkałem jednego z nich. I to kobietę.
— Myślisz, że morderca też może mieć ją na celowniku?
Itachi nic nie odpowiedział. Jaka była na to szansa? Poza
tym, czy mieli pewność, że będą jeszcze ofiary? A może nic więcej się już nie
wydarzy?
— Daleko mamy do tego faceta? — zapytał Itachi. Starał się
nie myśleć o tych makabrycznych widokach, ale w głowie, co chwilę przeskakiwały
mu obrazy z obu miejsc zbrodni.
Kakashi podał Itachiemu swój notes.
— Zerknij, bo nie pamiętam dokładnie adresu.
Uchiha popatrzył na zgrabne pismo i się zdziwił.
— Mieszka nieopodal naszej komendy. Jedź do okręgu Nishi-ku,
do dzielnicy Minamihorie, 3-9-20.
— Idealnie, o dwudziestej Ibiki chce zrobić zebranie, więc
załatwimy sprawę i jedziemy. Może się tym razem nie spóźnimy?
Itachi uśmiechnął się półgębkiem. To by była miła odmiana.
***
Mąż ofiary mieszkał w narożnym piętrowym bloku z żółtej
cegły. Albo czegoś, co ją imitowało. Kiedy czekali, aż ktoś odbierze domofon,
Itachi rozglądał się po okolicy. Wokół ciągnęły się inne bloki mieszkalne, a po
drugiej stronie ulicy mieścił się park z placem zabaw. Okolica sprawiała
wrażenie spokojnej i Itachi pomyślał, że gdyby miał zakładać rodzinę, to
chciałby żyć w takim miejscu. Bez gwaru miasta, trochę na uboczu.
— Nie odbiera — powiedział Kakashi.
Itachi zerknął na domofon.
— Masz jego numer, więc zadzwoń. Zapytaj gdzie jest i
podjedziemy.
Kakashi skinął głową i wyszukał w komórce telefon do
mężczyzny. Minęło kolejnych kilkanaście sekund.
— Też cisza — westchnął.
Itachi poczuł delikatny uścisk w żołądku. Omiótł okolicę niespokojnym
wzrokiem.
— Wiesz gdzie pracuje? — zapytał.
— Niestety, nie.
— Czyli jesteśmy w dupie.
— Może niekoniecznie — mruknął Kakashi i szybko wyszedł z
zacienionej klatki schodowej. Skręcił i zniknął Itachiemu z oczu. Uchiha
podążył za nim i zobaczył, że na parterze mieściła się kawiarnia. Dostrzegł
znikające za drzwiami plecy kolegi.
Wnętrze kawiarni było kontynuacją zewnętrznej elewacji
bloku. Podłogę i część ścian wypełniały żółte płytki imitujące cegłę, reszta
została wyłożona tapetą w tym samym kolorze. Dopełnieniem wylądu były meble z
ciemnego drewna bukowego i oświetlanie w mosiężnych kloszach. Pomimo ciepłego
koloru, wnętrze Itchiemu wydało się bezosobowe i nieprzytulne. Po lokalu roznosił
się przyjemny zapach kawy z nutą czekolady lub wanilii.
Kakashi stał już przy kontuarze i pokazywał odznakę
niewysokiej kelnerce, która miała kamienny wyraz twarzy. Kiedy Itachi stanął
obok dziewczyna rzuciła mu tylko ukradkowe spojrzenie.
— Szukamy mężczyzny, obcokrajowiec — zaczął tłumaczyć
Kakashi. — Mieszka w tym bloku ze swoją żoną.
— Ma pa na myśli naszego szefa, Teo Wąs? — zapytała, ładnie
wypowiadając nazwisko mężczyzny.
— Teo? — zdziwił się Kakashi.
— Prosił by tak się zwracać, bo mieliśmy problem z
wypowiadaniem jego pełnego imienia. Teo jest prostsze.
— On jest założycielem tej kawiarni? — zaciekawił się
Itachi.
Dziewczyna pokręciła głową, a proste włosy do ramion
zafalowały.
— Przejął interes po znajomym, który zmarł kilka lat temu na
raka.
— A jest dziś tutaj? — zapytał Hatake. — Potrzebujemy z nim
porozmawiać.
— Chodzi o jego żonę?
— Jeśli jest, proszę go tu zawołać — powiedział Itachi,
ignorując pytanie.
Dziewczyna wlepiła w niego pochmurne ciemne oczy.
— Nie ma go — rzuciła oschle. — Kawiarnią zarządza nasza
menadżerka, Ayame Ichimaru, pan Teo pojawia się, kiedy chce. Czasem nie bywa
tutaj przez kilka dni.
Itachi usłyszał ciężkie westchnienie. Zerknął na Kakashiego,
który pocierał oczy.
No tak, przecież jest na nogach od
wczoraj.
Uchiha wyciągnął wizytówkę z portfela i przesunął nią po
blacie.
— Proszę mu przekazać, że czekamy na kontakt, to ważne.
Dziewczyna przytaknęła tylko głową i wzięła papierowy
kartonik między palce.
— Ach, i jeszcze jedno — rzucił Uchiha. — Poproszę mocną
kawę. Czarną, bez cukru.
***
Sakura wiedziała, że Ino nie należała do osób obojętnych i
we wszystko lubiła wtykać nos. Dlatego nie bardzo zaskoczyło ją, kiedy Yamanaka
wróciła do domu i pokazała jej znajome klucze z brelokiem. Może w pierwszej
sekundzie i chciała ją opieprzyć, ale co by to dało? Poza tym właśnie dostała
dowód, że ktoś się na nią czaił. Przy tym fakcie, wyskok Ino wydał się
kompletnie nieistotny.
Niczego sobie nie uroiłam.
Sakura trzymała klucze w dłoni i patrzyła na nie z pełną
świadomością, że jeszcze dziś trzymał je ktoś inny. Ktoś, kto najwyraźniej
chciał zrujnować jej kruchy świat.
Zacisnęła dłoń.
— Zostań z Keijim — rzuciła i opuściła kuchnię.
— Co zamierzasz?! — Ino udała się za nią do przedpokoju.
Sakura ubrała adidasy i narzuciła na siebie grubszą i
dłuższą kurtkę. Na głowę wciągnęła czapkę, bo wciąż miała wilgotne włosy.
— Masz jeszcze tę kartkę?
Ino kiwnęła głową i wyciągnęła pomięty papier z tylnej
kieszeni spodni.
— Idziesz na policję?
— Powiedzmy — odparła Sakura i zignorowała skonfundowaną
minę przyjaciółki. Wcisnęła kartkę do kieszeni kurtki, zabrała swoje klucze i
odwróciła się do wyjścia.
— Niedługo wrócę — rzuciła na pożegnanie.
Zimno na dworze było cholernie nieprzyjemne, a noc
zalewająca ulice znów obudziła w Sakurze niepokój. Mimo to, nie zatrzymywała
się. Szła szybkim krokiem, obserwując uważnie otoczenie i mijających ją ludzi.
Zwolniła kroku dopiero, kiedy znalazła się przy przystanku autobusowym. Zerknęła
na rozkład i ucieszyła się, że miała tylko dwie minuty czekania. Razem z nią
czekał jakiś starszy pan siedzący na ławce i podpierający się laską.
Sakura wyciągnęła telefon komórkowy i weszła w listę
kontaktów. Kciuk jej zawisł nad znajomym nazwiskiem. Na chwilę naszły ją
wątpliwości, ale szybko je odgoniła.
Albo to, albo kolejna ucieczka.
Jeden sygnał. Drugi sygnał. Odebrał po trzecim.
— Sasuke Uchiha, słucham.
Sakura zapomniała języka w gębie. Poczuła ucisk w żołądku.
— Halo? Kto dzwoni?
Nie możesz teraz stchórzyć!
— Cześć, Sasuke. To ja, Sakura.
Zapadła cisza, a Sakurę zaatakowały niespodziewanie wyrzuty
sumienia. Gdyby mogły przybrać postać materialną to teraz zapewne leżałaby na
ziemi, a ich ręce zaciskałyby się na jej krtani.
— Serio, kurwa? Teraz do mnie dzwonisz?
Sakura zasługiwała na takie słowa, bez wątpienia.
— No jakoś tak wyszło — mruknęła, przestępując z nogi na
nogę. Gdzie ten autobus?
— Cały czas miałaś mój numer? — usłyszała wyrzut.
— Tak.
— I teraz sobie o mnie przypomniałaś? Zakładam, że nie
chcesz spotkać się na kawę.
— Właściwie to… chcę — palnęła. Była pewna, że Sasuke
wychwycił zawahanie w jej głosie.
— Czyżby? A po cholerę?
Sakura zobaczyła zarys autobusu wyjeżdżającego zza zakrętu.
— Uznałam, że skoro już wiesz, gdzie żyję, to chyba czas na
rozmowę.
— Chyba? Chyba to ty na łeb upadłaś, kobieto! — wrzasnął. — Zniknęłaś
siedem lat temu bez słowa, a teraz dzwonisz, jakby nigdy nic?!
Sakura weszła do ogrzewanego pojazdu i zajęła miejsce przy
oknie. Słowa Sasuke były ostre i w pełni go rozumiała. Mimo to, coś ją zakłuło
w serce.
Przełknęła nerwowo ślinę.
— Znasz dobrze Osakę? — zapytała.
Milczał. Sakurę zaniepokoiła się i naszła ją myśl, że Uchiha
zaraz się rozłączy.
— Czego ty chcesz? — warknął w końcu.
Powiedzieć ci prawdę. Po części.
— Powiem ci, jak się spotkamy. Proszę.
Znowu milczenie. Na jak cienkiej granicy jego cierpliwości
balansowała?
— Gdzie? — Teraz w jego głosie usłyszała zrezygnowanie.
— Wiesz, gdzie jest park Naniwano?
Usłyszała ciężkie westchnienie.
— Będę tam nie wcześniej niż za godzinę. Muszę coś jeszcze
załatwić.
Powiedziałaby mu, że może czekać i dwie godziny, ale nie
chciała wyjść na jakąś rąbniętą desperatkę. Wystarczyło, że była już jego ex,
która po siedmiu latach potrzebuje pomocy.
A miało zrobić się jeszcze niezręczniej.
— Będę czekać.
Uchiha zakończył połączenie pierwszy, a Sakurę ogarnęło coś
w rodzaju ulgi. Jednak tylko na chwilę. Co ona wyprawiała?
Jeszcze wczoraj przecież się go bała. Uderzyła go, zachowała
się jak histeryczka, a niecałą dobę później dzwoniła, bo w jej życiu nagle pojawiło
się jeszcze większe zagrożenie. Nieznane, a jednocześnie tak przerażające.
Oparła się czołem o chłodną szybę i chłonęła wzrokiem mknące
przed oczami obrazy.
Ile miała mu powiedzieć? Czy
była jakaś granica, której nie mogła przekroczyć? Czy Sasuke w ogóle mógł jej
pomóc? Nie wiedziała, ale z jakiegoś powodu to właśnie do niego zadzwoniła. Po
siedmiu latach. To zabawne, że zachowała jego numer, chociaż tak się zarzekała,
że odcięła się od tamtego zycia. A jeszcze zabawniejsze było, że Sasuke tego
numeru nie zmienił. Jakby oboje podświadomie na coś liczyli.
Mogła mieć tylko nadzieję, że Sasuke jej nie zostawi, tak
jak ona porzuciła jego.
Zacisnęła dłoń na telefonie.
Czego by nie zrobił, wiedziała jedno — nie mogła uciekać. Jeśli
nie znajdzie pomocy u niego, będzie szukać dalej. Może ostatecznie zgłosi się
na policję? Wiedziała, z czym to się wiązało, ale dla dobra Keijiego nie mogła
się więcej bać.
Podróż minęła Sakurze szybciej niż by chciała i kiedy
znalazła się u wejścia do parku, omiotła okolicę wzrokiem z nadzieją, że gdzieś
dostrzeże sylwetkę Uchihy. A potem usiadła na ławce pod jednym z drzew i,
otoczona ciszą i nocą, czekała.
Od autorki: Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Jest zdecydowanie dłuższy od poprzednich, co liczę, że was cieszy. ;) Kolejny
rozdział pojawi się już we wrześniu. :D
Mój pies nabawił się zapalenia oskrzeli, facet mi też
charczy i marudzi, że chory, ciekawe, kiedy mnie coś rozłoży. xD
No nic, nie zanudzam was, idę oglądać dalej anime. Swoją
drogą, mocno polecam Kimetsu no Yaiba.
Dawno nie oglądałam anime z tak fajną, wartką akcją. :D
Buziaki! :*