8 grudnia, 2015
Sakura miała wrażenie, że park jest już
opustoszały. Na oświetlonych alejkach nie widziała żywej duszy, gwar dochodzący z ulicy też ucichł.
Znów nerwowo zerknęła na godzinę na telefonie.
Czekała już pięćdziesiąt minut. Doskwierało jej zimno, a długie cienie rzucane
przez drzewa przyprawiały ją o skręt żołądka. Co chwilę zerkała w kierunku wejścia do parku.
Siedziała tak, że gdyby Sasuke się zjawił, od razu powinni się zobaczyć.
Ale od jakieś pół godziny nikt tamtędy nie przechodził.
Godzina. Tak powiedział. I tyle czasu zaraz miało
też minąć. Co miała potem zrobić? Zadzwonić? Czekać? A może on zadzwoni?
Skurcz żołądka się pogłębił. I Sakura nie
wiedziała już, czy ze stresu przed spotkaniem, czy z obawy, że siedziała tutaj
sama, wystawiając się głupio jakiemuś psycholowi.
Kompletnie
tego nie przemyślałam.
Popatrzyła na wyświetlacz i
zobaczyła, że minęło kolejnych pięć minut. Kobieta westchnęła,
a obłok pary z ust zniknął na mroźnym powietrzu.
Przecież
to oczywiste, że nie
przyjdzie, pomyślała z rezygnacją.
Wstała z ławki, schowała
telefon do kieszeni kurtki i skierowała się do wyjścia.
Zbyt
wiele oczekiwałam.
Sakura musiała zastanowić się, co robić
dalej. Przez myśl przeszło jej, że mogłaby spróbować znaleźć kontakt do Naruto – on z pewnością by jej nie zostawił.
Jednak szybko odrzuciła tę myśl.
Źle zrobiła, że zadzwoniła do Uchihy. Nie powinna była go w nic mieszać. Siedem lat
temu obiecała sobie, że przeszłość pozostanie tam, gdzie
jej miejsce, w Konoha. Powinna była się tego trzymać.
Ale maszyna
już się rozkręciła. I nie mogła tego zatrzymać.
Kiedy od wyjścia z parku dzieliło Sakurę zaledwie kilka metrów, w przejściu pojawiła
się wysoka sylwetka. Haruno natychmiast się zatrzymała. Zmrużyła oczy.
— Rozmyśliłaś się? — usłyszała głęboki, spokojny
głos. Fala ulgi rozlała się po jej ciele.
Mężczyzna zszedł po kilku stopniach i stanął w mglistym
świetle latarni. Haruno zobaczyła znajome rysy twarzy i nie
powstrzymała się od lekkiego uśmiechu.
— Raczej ciebie o to podejrzewałam — powiedziała
miękko.
Uniósł brew.
— Miałem taką myśl. Nie zasłużyłaś żebym poświęcał ci uwagę — warknął.
Ulga opuściła Sakurę, a stres na nowo dał o sobie znać. Zacisnęła
dłonie w pięści, ukryte w kieszeniach kurtki.
— Wiem, ale nie zadzwoniłabym, gdybym naprawdę… —
Urwała, zdając sobie sprawę z okrucieństwa tych słów. Czuła, że pomimo
przenikającego ją na wskroś zimna, robi się czerwona na twarzy. Spuściła wzrok.
— Hm.
Stali w krępującej ciszy. Sakura próbowała w głowie odnaleźć słowa, którymi
mogłaby rozpocząć właściwą rozmowę. Czekała godzinę i nic nie wymyśliła. Nie wiedziała, od której strony
ugryźć temat tak, żeby nie poruszać niewygodnych kwestii.
— Podobno chciałaś wypić kawę? — usłyszała i
popatrzyła ze zdziwieniem na Uchihę.
— Tak… — Na szybko chciała sobie przypomnieć,
gdzie tu jest jakiś lokal, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Jej dezorientacja musiała być wymalowana na
twarzy, bo Sasuke spoglądał na nią z wyraźną irytacją.
— Ogarnij się, Haruno — parsknął i obrócił się w stronę wyjścia.
— Obito, wsiadaj za kółko. Jedziemy do mnie.
Sakura zdrętwiała i poczuła, że serce zwalnia bieg. W płucach zabrakło jej powietrza, a
nogi zrobiły się miękkie jak z waty.
Tylko
nie to.
— Idziesz, Sakura? — Słyszała Sasuke, ale go nie widziała. Obraz jej się rozmył,
wyraźny pozostał tylko ciemny cień za młodszym Uchihą.
— J-ja…
Cień się poruszył. Wszedł w blask latarni i
stanął obok Sasuke. Dwie pary ciemnych oczu wlepiały się w nią
intensywnie — cały świat skurczył się tylko do dwójki mężczyzn.
Krew zaszumiała jej w głowie.
— Sakura?
Nawet nie była pewna, który z nich się odezwał.
Ścisnęło jej żołądek. Zdążyła się tylko odwrócić na bok i oprzeć ręką o drzewo
nim zwymiotowała.
Spróbowała się wyprostować, ale zakręciło jej się
w głowie.
To
nie może dziać się naprawdę.
Z jękiem osunęła się na ośnieżony chodnik. Łzy
stanęły jej w oczach, nie potrafiła zapanować nad spazmatycznym oddechem.
Zacisnęła dłonie na materiale kurtki, czując, że zaraz wstrząśnie nią
niekontrolowany płacz.
— Sakura! — Czyjeś dłonie niespodziewanie złapały ją za
ramiona. Poczuła mocny uścisk i ciepły oddech na twarzy. — Ej! Sakura!
Podniosła wzrok i napotkała ciemne oczy Sasuke. Dostrzegła w nich znajomy przebłysk troski. Wiedziała, że Obito ich uważnie
obserwuje, ale starała się skupić wyłącznie na obecności młodszego Uchihy. Złapała skostniałymi palcami lewej ręki jego
przedramię i nie spuszczała wzroku z jego twarzy.
Oddech zaczął się uspokajać. Fala strachu cofnęła
się, a skurcze żołądka powoli odpuszczały.
Sasuke zabrał ręce, ale nie ruszył się z miejsca.
W jego oczach pojawił się znajomy chłód.
— Co to miało być? — powiedział zirytowany.
Sakura ponownie spuściła wzrok. Była tak zażenowana
samą sobą, że nie umiała nic powiedzieć. W tym momencie żałowała swojej
nieprzemyślanej decyzji jeszcze bardziej.
— Przeziębiłaś się? Wyglądasz strasznie blado. —
Głos Obito przeszył ją na wskroś. Zacisnęła dłonie na kolanach i spojrzała na
niego znad ramienia Sasuke.
— Nic mi nie jest — skłamała.
Patrzyła w czarne oczy, uświadamiając sobie,
jakiego błędu się dopuściła.
Pozwoliła, by przeszłość ją dopadła.
***
W samochodzie pachniało papierosami. Na tylnym
siedzeniu, które Sakura zajęła walały się gazety, opakowania po
chipsach i puste butelki po piwach. Kiedy szturchnęła jedną z nich stopą,
potoczyła się pod siedzenie kierowcy. Sakura rozejrzała się podłodze — pomiędzy stronami
gazet zobaczyła opakowanie od prezerwatywy.
Ciekawe,
którego to samochód.
Myśl, że Sasuke mógł uprawiać tutaj przygodny seks w jakiś
sposób ją dotknęła. Między nimi nigdy nie doszło do zbliżenia, chociaż tego
pragnęła.
Zacisnęła dłonie na krawędzi kurtki. Nie czas
było myśleć o takich bzdurach.
Siedziała dokładnie za Obito, który prowadził
samochód. Widziała tylko jego czarne, rozczochrane włosy. Jechali w kompletnej
ciszy — Sasuke by czymś zajęty w telefonie, a Obito
wydawał się pochłonięty prowadzeniem. Mimo to, ich spojrzenia skrzyżowały się
we wstecznym lusterku i Sakurę zalała fala strachu.
Co ona wyprawiała? Powinna była zakończyć to
spotkanie w parku i uciec. Tylko czy tak się dało? Oczywiście, że nie. Znalazła
się w potrzasku z własnej winy.
Nie
powinnam była do niego dzwonić.
Haruno zapragnęła cofnąć czas. Chciała znów
znaleźć się w swoim mieszkaniu, przytulić się do syna i zapomnieć o całym dniu.
— Zaraz będziemy na miejscu, Sakura — usłyszała Sasuke. Mężczyzna zwrócił twarz w kierunku starszego Uchihy. — Obito, wyrzuć nas przy knajpie.
Mężczyzna bez słowa skręcił w prawo, przejechał jeszcze
kilkanaście metrów i zatrzymał samochód przy jasno oświetlonym lokalu.
— Mam zaczekać?
— Nie trzeba. Jutro się zdzwonimy. — Sasuke otworzył drzwi. — Załatwisz, co trzeba?
— A czy kiedyś nawaliłem? — Wyszczerzył zęby. —
Jutro zwrócę ci brykę.
Sakura nie zwlekała dłużej. Wysiadła, trzasnęła
drzwiami samochodu i przeszła na chodnik. Mroźne powietrze i myśl, że Obito nie
będzie im towarzyszyć poprawiły nieco jej nastrój. Sasuke jeszcze chwilę rozmawiał z mężczyzną, w
końcu wysiadł i skupił całą uwagę na Sakurze. W jasnym blasku wylewającym się z witryny
lokalu Haruno zobaczyła, że chłopak dorobił się jakieś
blizny na szczęce po prawej stronie. Nagle zrozumiała, jak wiele ich już
dzieliło. Nie tylko czas rozłąki, ale i wszystko co się w ich życiach
wydarzyło. Czy w Sasuke pozostało coś z tamtego chłopaka, w którym
była tak szaleńczo zakochana? Czy na pewno mogła mu zaufać?
— Mam nadzieję, że wciąż lubisz pierogi —
usłyszała.
Coś ścisnęło ją w klatce piersiowej. Pamiętał.
Minął ją i otworzył drzwi do lokalu. Weszła
pierwsza i od razu poczuła znajomy słodki aromat czerwonej fasoli. Rozejrzała
się po lokalu. Był urządzony skromnie, wręcz prosto, ale dzięki drewnianym
belkom przy suficie, czy ścianom wyłożonym kamieniem, sprawiał przyjemne wrażenie.
Bez słowa poszła za Sasuke prosto do kontuaru, za którym krzątał się
pracownik. Chłonęła wzrokiem przestrzeń, ciesząc się jednocześnie przyjemnym
ciepłem. Potarła zmarznięte dłonie i przeniosła wzrok na kredową tablicę za
plecami pracownika lokalu. Karta dań składała się zaledwie z piciu pozycji. W
brzuchu je burczało, więc nie zamierzała się zbytnio zastanawiać nad wyborem.
Zerknęła na Sasuke, który ją obserwował. Posłała mu nieśmiały
uśmiech. Najwyraźniej ją zrozumiał.
— Dwie porcje pierogów z pastą ze słodkiej
fasoli. Na wynos.
Czyli naprawdę za chwilę miała znaleźć się w
mieszkaniu Uchihy? Nie była pewna, czy to dobry pomysł. Znalazłaby
się na jego terenie, a w pierwszych założeniach chciała odbyć rozmowę na
bardziej neutralnym gruncie. Ale z drugiej strony, czy mogło coś jej grozić ze
strony Sasuke?
Uchiha mieszkał w bloku, który znajdował się po
drugiej stronie ulicy. Mim obaw, Sakura nic nie powiedziała. Jechali windą w
milczeniu i w takiej samej ciszy przemierzali korytarze bloku. Sakura nie potrafiła nawiązać z nim rozmowy — w
głowie wciąż próbowała ułożyć sobie jakieś sensowne zdania, które mogłaby
powiedzieć, ale wszystko wydawało jej się głupie i bezsensowne. A czekała ją
jeszcze rozmowa na znacznie trudniejszy temat.
Powinnam
powiedzieć mu całą prawdę?
Gdyby Obito się nie zjawił, zapewne nie
myślałaby o tym tak bardzo, jednak skoro Sasuke najwyraźniej się z nim trzymał, nie było
chyba sensu kłamać. Obito znał prawdę — i w każdej chwili mógł podważyć jej
słowa. Nie chciała wyjść w oczach Sasuke na oszustkę. I tak już sporo namieszała
mu w życiu swoim zniknięciem. Poza tym, idąc teraz za nim nie mogła pozbyć się
cichego głosu z tyłu głowy, mówiącego że Sasuke zwyczajnie zasługiwał na szczerą
rozmowę.
Gdy Uchiha szukał w kieszeni płaszcza kluczy, drzwi
niespodziewanie otworzyły się i Sakura zobaczyła w wejściu wysoką postać.
Naruto uśmiechał się szeroko, patrząc prosto na
nią.
— Co...? — wyjąkała i zaraz utonęła w szerokich i
ciepłych ramionach dawnego przyjaciela. Łagodny zapach świeżych ubrań i męskich
perfum omamił jej zmysły. Nie wiedząc kiedy, drżącymi rękoma objęła Uzumakiego możliwie najciaśniej, czując łzy w
oczach.
Po raz pierwszy od dawna zrozumiała, że jest
bezpieczna. Chociaż przez chwilę.
Od
autorki: No, biję własne rekordy, nie ma co. W życiu
bym nie pomyślała, że będę mieć tak długą przerwę przy tworzeniu tej historii.
Nie ma sensu się tłumaczyć. Cieszę się tylko, że udało mi się ten rozdział
wreszcie skończyć i mogę go wam opublikować. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze mnie
czyta i zostawi po sobie ślad. Oczywiście wszelkie uwagi mile widziane. :D